Rok szkolny rozpoczął się w nietypowych warunkach. W związku z koronawirusem szkoły musiały wprowadzić wiele zmian jak dodatkowe wejścia, dezynfekcja sal, lekcje w odstępach czasowych, by dzieci się ze sobą nie kontaktowały. Uczennice SP nr 17 nie mają większych obaw.
- Nie boję się wirusa, ale boję się, że dostanę złe oceny. Mam żel i maseczkę, będę je wymieniać. Jest coraz więcej zakażeń, ale jeżeli jest się przygotowanym, to nie ma się czego bać - mówią Zuzia, Wiktoria i Antonina z VI klasy.
Rodzice są czujni, wyposażyli dzieci w odpowiednie środki. Martwią się, ale zdanie na temat koronawirusa mają podzielone.
- Płyn i maseczkę córka dostała. Wychodzi na dwór, bawi się z innymi dziećmi, jeździ autobusem, gdyby miała się zarazić, to już by się to dawno stało. Są pewne obawy, bo jednak jest to niebezpieczna choroba, ale nie popadam w paranoje. Jest jakiś lęk, zwłaszcza, że mam młodsze dzieci w przedszkolu - opowiadają mamy uczennic.
W SP nr 17 dzieci wchodzą dwoma wejściami, dezynfekują ręce, a na korytarzach noszą maseczki.
Podobne zasady obowiązują także w jednej z największych szkół w SP nr 20. Nauczyciele i pracownicy, przy wejściu, mają sprawdzaną temperaturę. Jerzy Koziura, dyrektor placówki- zapewnia, że kłopotów nie było, ale nowości w organizacji nauki jest sporo jak na przykład brak dzwonków. Nauczyciel ustala o której godzinie wypuścić uczniów z klasy. Kadra w całości stawiła się do pracy, z wyjątkiem jednego pedagoga, który poszedł na zwolnienie.
Najważniejsze jest to, by rodzice nie puszczali pociech do szkół z objawami przeziębienia.