To jedyna na świecie taka odmiana mrówek. Wyhodowały się w byłej radzieckiej bazie atomowej pod Sulęcinem w Lubuskiem. Dla okolicznych mieszkańców tajemnicą poliszynela było, że właśnie tutaj w ośrodku nazywanym Wołkodaw, czyli taki niemiecki ,,Wilczy Szaniec'', przetrzymywano głowice nuklearne. Jak tłumaczy ,,SE'' były oficer Ludowego Wojska Polskiego, te atomowe pociski z sowieckiego Wilczego Szańca pod Templewem miały siać zagładę w Skandynawii, ale ich głównym celem była Kopenhaga.
Głowice atomowe wymagały specjalnego traktowania. Dowożono je z bocznicy ze stacji w pobliskiej Skwierzynie w... sanitarkach. Tak! Samochodami ze znakiem Czerwonego Krzyża. Na miejscu, w bazie, pakowane były w podziemia o bardzo wygładzonych betonowych ścianach, które nie przejmowałyby promieniowania. No i właśnie przez te gładkie ściany bunkra mrówki wpadły w swoistą pułapkę. Maszerując ze swych naziemnych kopców w poszukiwaniu pokarmu zaczęły spadać z bunkrową otchłań. Po gładkich ścianach nie miały możliwości wydostać się na zewnątrz. Dziś w sowieckich podziemiach mogą być nawet dwa miliony mrówek kanibali!
Rok temu, jesienią 2018 r. 51-letni amator - odkrywca postanowił zbadać wnętrze postsowieckiego bunkra. Miał pecha. Spadł z wysokości czterech metrów. Złamał kręgosłup w kilku miejscach. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby zamiast żarłocznych mrówek, pierwsi na miejscu nie byli strażacy ochotnicy z Templewa. - Było ciężko, bowiem musieliśmy wąskim korytarzem zejść na dół i dalej spuszczać się po linach, ale daliśmy radę i wyciągnęliśmy tego człowieka - mówi szef strażaków Aleksander Kusz.
No i wtedy, podczas tej właśnie akcji ratowniczej, pan Aleksander miał po raz pierwszy możliwość zetknąć się z mrówkami kanibalami. - Jest ich mnóstwo, kłębią się, kotłują, ciekawe jest to, że kiedy podłoży się pionowo im kartkę papieru, to są w stanie wspiąć się w górę, ale po tej gładkiej betonowej ścianie bunkra to nie - mówi Kusz. - No i pewnie
dlatego skazane są na to, aby siebie nawzajem w tych ciemnościach pożerać. Przeżycie mocne.
Strażacy z Templewa nie mają wątpliwości, że gdyby nie oni, to nie chcieliby być w skórze mężczyzny, który spadł do wnętrza bunkra. Ze zdruzgotanym kręgosłupem leżał bezwładnie. I gdyby nie pomoc, to wtedy nie byłaby już dziś mowa o mrówkach kanibalach, tylko o mrówkach ludojadach. A po człowieku, znając mrówczą robotę, pozostałby tylko szkielet...