Przejeżdżający przez wieś kierowcy ze zdziwieniem zauważali bogato udekorowaną kapliczkę na rozdrożu, przy wyjeździe z Kalska. Jak się okazało, było to dzieło Anny Sierakowskiej, jej męża sołtysa wsi oraz sąsiadów, państwa Jankowskich.
Zgodnie z wieloletnią tradycją udekorowali stojącą między ich posesjami kaplicę. - Zawsze tak robiliśmy, więc postanowiliśmy, pomimo ciężkich czasów, zrobić tak i w tym roku - stwierdziła rezolutnie pani Anna.
Przyznać trzeba, że dla mieszkańców Kalska nie ma nic niemożliwego. We wrześniu ub.r. wieś była organizatorem dożynek gminnych. Od rana lało jak z cebra. Ale co tam, wieńce zabezpieczono, ludzie schowali się pod parasolami. Po mszy, jakby rozumiejąc, że nie siły, aby imprezę zakłócić, deszcz ustał. Rozpoczęły się obchody najważniejszego dla rolników święta. I trwały do późnej nocy. Jak nakazuje tradycja.