Kostrzyn w odróżnieniu od innych porównywalnych pod względem liczby mieszkańców, a jest ich 19 tysięcy, miast w regionie jest bardzo rozległy. Przebycie z jednego końca miasta np. spod cmentarza do magistratu to prawdziwa kilkukilometrowa wyprawa. Tymczasem nie wszyscy dysponują własnymi samochodami. I dlatego olbrzymią rolę w funkcjonowaniu aglomeracji odgrywają taryfy.
Z tego m.in. powodu, dbając o pasażera, większość kierowców nie powiesiła kluczyków na kołku. Jeżdżą. - Oczywiście nie ma takiego ruchu jak normalnie, bo ludzie ruszają się z domów kiedy muszą, a na niemieckiego klienta nie ma co liczyć, bo go po prostu nie ma - mówi Jan Szutko.
Pan Janek na taryfie jeździ od 35 lat, no i jak wspomina, różnie bywało, ale takiego zastoju nie pamięta. - Kursy są sporadyczne, ale są, co znaczy że jesteśmy klientom potrzebni, no i jak ich zostawić - mówi Szutko. - Oczywiście kokosów nie ma, ale trzeba jakoś zarobić na rozmaite opłaty, chociażby na ZUS, a przecież na utrzymaniu jest także rodzina.
O tym jaki jest zastój świadczy przykład dworca PKP. Tam właśnie jest główny postów kostrzyńskich taksówek. Jak jest ruch najlepiej świadczy przykład znajomego pana Janka, który zajmuje się usuwaniem dworcowych odpadów. - W normalnych czasach to ten znajomy podczas pracy usuwał kilka worów śmieci dziennie, a teraz jest tego pół worka i to mówi wszystko - uważa taksówkarz. - No ale nawet tych nielicznych klientów zawieść nie można, to się jeździ.