Przypomnijmy, że do dramatu doszło w miniony wtorek. Pan Henryk i jego wnuk Marcin wypłynęli na poranne połowy. Niestety, młody mężczyzna już z nich nie wrócił. Jego dziadka z wody wyciągnęli strażacy. Kiedy znalazł się na brzegu roztrzęsiony miał skrótowo opowiedzieć o przebiegu dramatu.
Jak twierdzą mieszkańcy Skoków, Marcin był wspaniały człowiekiem, kochającym mężem i ojcem. Był jednak także, pomimo młodego wieku, człowiekiem schorowanym. Kiedy rozpoczęli wędkowanie, mówi nasz rozmówca, młody człowiek w pewnym momencie stracił świadomość i wypadł za burtę. Dziadek rzucił się, by ratować wnuka. I wtedy nastąpiło najgorsze, łódź wywróciła się do góry dnem. Nie było szans, aby pan Henryk utrzymał bezwładnego wnuka.

i
Kiedy na miejsce przybyli strażacy, starszy mężczyzna cały czas utrzymywał się na wodzie kurczowo trzymając wywróconej łodzi. Po podjęciu go z wody, przewieziony został do szpitala. Lekarze ocenili, że organizm jest wyziębiony. Stan jednak był dobry. Jak podkreślił w rozmowie z ,,SE'' jeden ze strażaków biorących udział w akcji ratowniczej na Jeziorze Bukowieckim, do tragedii by nie doszło, gdyby mężczyźni mieli na sobie kapoki. Tylko wędkarze unikają ich zakładania, bo krępują ruchy. - Ale ratują życie - skomentował druh.
We wsi ludzie nie tylko współczują całej rodzinie, ale także organizują pomoc, bowiem tragicznie zmarły pozostawił małżonkę i trójkę dzieci. Najmłodsze przyszło na świat zaledwie kilka tygodni przed tragedią.