Złodziej miał swój precyzyjny plan działania. Wybierał posesje stojące na uboczu, osłonięte, nieco odsunięte od ulic. Akcję zawsze zaczynał od... pukania do drzwi. Gdy był pewny, że nikogo nie ma w domu przystępował do działania.
Metalowym prętem podważał ramy okienne i wchodził do środka. Zabierał pieniądze, kosztowności, sprzęt elektroniczny, narzędzia oraz kolekcjonerskie klasery. Łupy zastawiał w lombardach lub sprzedawał na giełdach.
Policjanci odzyskali część skradzionych rzeczy. 34-latkowi postawili osiem zarzutów kradzieży z włamaniem, niewykluczone, że będzie ich więcej. Za takie przestępstwo grozi kara nawet do 10 lat więzienia.