Po wizycie na stronach internetowych, gdzie podawano ostatnie ceny z warzywniaków m.in. z Warszawy czy Krakowa dosłownie szczęka opada, kiedy zajrzymy na międzyrzeckie targowisko.
Oto u Pani, która od lat sprzedaje tutaj swoje produkty, prosto ze swego sadu, okazuje się, że czereśnie nie muszą kosztować kilkadziesiąt złotych za kilogram. Prosto z sadu zerwane, bez oprysków, na międzyrzeckim targowisku kosztują 12 złotych.
Jak tłumaczy nam właścicielka tego unikalnego stoiska, po prostu to są owoce prosto od właściciela sadu. Z pominięciem pośredników. No i już dzięki tej krótkiej wypowiedzi wiemy, skąd bierze się ta koszmarna drożyzna w sklepach.
Po prostu łupi nas nie epidemia czy susza, łupią nas pośrednicy. No bo czy czereśnie sprzedawane w Warszawie czy Krakowie są jakieś inne od tych z podmiędzyrzeckiego sadu?