Ewa Matuszak, koleżanka po fachu Marceli, tyle że z pobliskiego wielkopolskiego Międzychodu, zapytana ile kierowany przez nią sanepid wykrył przypadków zakażenia koronawirusem na terenie powiatu, z lekkim uśmiechem odpowiada: - No przecież Pan wie, że żadnego - tryumfuje urzędniczka. - Dlaczego? Może to przypadek, ale raczej ogromna zasługa służb, które walczą z epidemią. No i samodyscypliny mieszkańców.
Zarówno Jarosław Marcela, jak i Ewa Matuszak do chwalipięt nie należą, więc dopiero przyciśnięci do słuchawek przyznają, że służby sanitarne mają teraz ogromną rolę do odegrania.
Gdyby nie szybkie i czasami bardzo restrykcyjne działania zakażenia na pewno by były. Wystarczy spojrzeć na to co dzieje się w centralnej i wschodniej Wielkopolsce. Co wcale nie oznacza, że akurat tam zawiniły służby epidemiologiczne.
A te restrykcyjne działania pracowników sanepidu, czasami bywają bardzo bolesne. Bo raczej trudno przekazać rodzinie, że przez dwa tygodnie nie będzie mogła ruszać się z domu. Co wiąże się nie tylko z problemami natury psychologicznej, ale także ekonomicznej, no bo pracować zawodowo też nie będzie można.
- To są bardzo delikatne sytuacje, kiedy musimy kogoś powiadomić o konieczności zastosowania kwarantanny w stosunku do niego i rodziny - mówi Ewa Matuszak. - W większości przypadków osobiście prowadziłam te rozmowy i nie było łatwo.
Póki co, oba bastiony, międzyrzecki i międzychodzki, jako ostatnie powiaty w zachodniej Polsce trwają. Oby jak najdłużej, a najlepiej zawsze, dawały odpór koronawirusowi.