Szok. Jeszcze przed południem w Wielką Sobotę naci pietruszki nie uświadczyło się nigdzie. Nawet niezawodna pani Edyta z targowiska ostatni pęczek sprzedała jeszcze w piątek. No i czym tu niedzielny rosół posypać. Ile to ludzie tej pietruchy do rosołu sypią, że nigdzie jej nie ma?
No i wtedy nasza wszystkowiedząca sklepikarka oświeciła nas, że klienci na potęgę kupują nać pietruszki nie tylko jako dodatek do rosołu, ale także jako dodatek do wszystkiego. - To warzywo wręcz idealne na dzisiejsze czasy - usłyszeliśmy z ust pani Edyty.
Rzeczywiście. Natka pietruszki odznacza się dużą wartością odżywczą: zawiera bardzo dużo witaminy C i beta-karotenu. Wzmacnia, oczyszcza organizm, poprawia cerę i humor! No to na kwarantannie, chociażby ze względu na ten ostatni walor, powinno się ją zajadać kilogramami.
Tylko jak? Jak koza? I tutaj przyszła nam w sukurs jedna ze starszych sprzedawczyń. Otóż jej mieszkający na Centrum ojciec zajadał się pietruszką w dwóch postaciach. Po pierwsze jako dominujący element składowy twarożku. - Twaróg taty był bardziej zielony niż biały - wspomina nasza rozmówczyni.
No i drugi specjał, to posiekana natka pietruszki delikatnie zalana olejem, lekko posolona i popieprzona. - Za ojca czasów olej z oliwek był rarytasem z Baltony (dla młodszych czytelników - to taki sklep z czasów komuny, gdzie można było kupić to czego brakowało w normalnych sklepach, tyle tylko że za dolary, a te były tak deficytowe, że np. początkujący nauczyciel miesięcznie zarabiał ich ok. 30) więc tatuś używał oleju rzepakowego - tłumaczy pani Zosia. - Dziś zdrowiej byłoby zastosować właśnie ogólnodostępny olej z oliwek.
Ojciec naszej rozmówczyni miał ponad 90 lat, kiedy dopadł go wirus... starości. Do końca zachował jednak dobry humor. Może także na koronawirucha najlepsza pietrucha. No i też kwaszona kapucha, ale o tym już pisaliśmy na naszych łamach ostatniego dnia marca.