Dla Andrzeja Chylińskiego, męża nieżyjącej Kasi, jego żony, horror wciąż trwa. Równo rok temu Katarzyna zginęła od strzałów, które oddał do niej Maksymilian. Było wtedy czerwcowe popołudnie, kiedy na strzelnicy pojawił się młody chłopak. Znali, go, więc dali pistolet. Nic nie zapowiadało tragedii.
Andrzej wsiadł na traktorek i zaczął kosić trawę, Maks skierował pistolet w kierunku kobiety. Oddał trzy strzały. Ostatni w tył głowy, kiedy ofiara leżała już twarzą do ziemi. Później ruszył w kierunku instruktora.
Ten odwrócił się instynktownie. - Przed oczami zobaczyłem lufę pistoletu, zabójca pociągnął za spust, ale broń nie wypaliła - wspomina Chyliński. - Do dziś wierzę, że to Kasia podczas szamotaniny z mordercą jakimś cudem zablokowała mu ten niezawodny przecież pistolet.
Instruktor, były policjant, błyskawicznie obezwładnił zabójcę. Dla Katarzyny ratunku już nie było. Jej ofiara nie poszła jednak na marne. Po zabójstwie mieszkańcy Nowej Wsi mówili wprost, że celem psychola byli mieszkańcy wioski, a zabójstwo na strzelnicy tylko środkiem do zdobycia broni. W tym karabinów, bo i te były na strzelnicy.
Masakra miała odbyć się w kościele podczas mszy, bo do świątyni jest tylko jedno wejście. Na mieszkańców padł blady strach. We wsi mówiło się o ,,czarnej liście Maksa'', na której czele był proboszcz, ale i 49 innych osób. Obawiano się, że biegli uznają Maksa za świra. Trafi do szpitala i wyjdzie. Bo już raz tak było.
Jednak lekarze uznali, że jest poczytalny. Później mieszkańcom pozostały już tylko modły, żeby dostał dożywocie. Jak stwierdziła sołtys Ewelina Rudzińska, kiedy wyjdzie, to nas pozabija.
Ale tak się nie stanie. Maksiu, bo tak na niego mówiono, dostał dożywocie! Wójt gminy Bledzew, a zarazem mieszkanka Nowej Wsi Małgorzata Musiałowska mówi wprost: - Ludzie cieszą się, że wymiar sprawiedliwości stanął na wysokości zadania! Gdyby nie, to w przyszłości mogłoby dojść do tragedii jeszcze większej niż na strzelnicy.