Dalmatyńczyk przywałęsał się do Piesek nie wiadomo skąd. I od razu stał się oczkiem w głowie całej wsi. A że jako miejsce leżakowania obrał sobie mały placyk między kościołem a remizą, to miejscowi strażacy przyjęli go jak swego. Mało tego, zaczął wraz z nimi jeździć na akcje. - Czasy były takie, że nie jeździło się gasić takimi zawodowymi autami jak dziś, gnaliśmy bez mundurów, z reguły na traktorze, no i Łatka braliśmy ze sobą - wspomina starszy druh z Piesek.
A po ciężkich akcjach przychodził czas na relaks. Z reguły na miejscowym przystanku autobusowym, na przeciwko jedynego we wsi sklepu spożywczego. Jak widać na jedynym archiwalnym zdjęciu na którym uwieczniono Łatka, także w tych trudnych dla druhów chwilach psiak pozostawał wraz ze swymi przyjaciółmi. No i tak do dnia, kiedy do sklepowej przybiegła kobieta z okrzykiem: ,,Łatka zabili''. Rzeczywiście, jakiś gnający przez wieś kierowca, choć jest tutaj ograniczenie do 40 km/h, potrącił Łatka. Na śmierć. Wkrótce zrodziła się idea, aby druha Łatka postawić na piedestale. Tak stanął prawdopodobnie jedyny w Polsce pomnik Psiaka - Strażaka. I to gdzie? w Pieskach.
Niestety, smutny los Łatka podzieliła też miejscowa jednostka ochotników strażaków. - Nie mieli woli, żeby podołać nowym czasom, które narzucają coraz nowsze wyzwania - mówi rzecznik ochotniczych straży pożarnych w powiecie międzyrzeckim Mieczysław Witczak. - Choć druhowie z Piesek dostali nowego strażackiego forda, to nie było osoby, która potrafiłaby go prowadzić. Niestety, ale nawet na obowiązkowe dla strażaków badania lekarskie się nie stawili.
No i tak super auto do gaszenia czerwonego kura, za 700 tysięcy złotych z remizy w Pieskach odjechało. Jednostka samoistnie umarła. Pozostał na cokole, jako symbol minionych świetnych dla druhów lat, tylko Dalmatyńczyk Łatek.