Skandaliczna sytuacja na cmentarzu w Lubniewicach. Rodzina była przekonana, że w mogile spoczęła urna z prochami 56-letniego Jana Koska. Dzień po pogrzebie, chrześniak zmarłego, znalazł urnę na stojącą na sąsiednim nagrobku. Tę skandaliczną sytuację ujawniła TVP3 w Gorzowie Wielkopolskim.
Czytaj także: Łodzianin żyje w domu-cmentarzu: "Ja nie żyję, jestem chodzącym trupem". Dostrzegł go youtuber [WIDEO]
- W pewnym momencie syn mówi do mnie, zobacz wujek Janek stoi - wspomina w rozmowie z telewizją zrozpaczona szwagierka zmarłego, pani Monika Janeczek.
Rodzina powiadomiła policję. Żona zmarłego, nie może uwierzyć, że coś takiego mogło się wydarzyć. - Gdybyśmy jej nie znaleźli, ile by tu stała? Ktoś mógłby pomyśleć, że to zużyty znicz - mówi w materiale TVP3 Diana Kosek.
Polecany artykuł:
O zaistniałej sytuacji została także powiadomiona firma, odpowiedzialna za pogrzeb. Rodzina poprosiła także księdza o powtórzenie całej ceremonii. Jak wynika z informacji zgromadzonych przez telewizję, właściciel firmy pogrzebowej nie ma sobie nic do zarzucenia i jak przekazał, wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. Adrian Hewusz, właściciel firmy pogrzebowej w Skwierzynie przeprasza, choć zaznacza, że firma nie czuje się odpowiedzialna za zaistniałą sytuację, jednak współczuje rodzinie.
Czytaj również: Motocyklista omal nie rozjechał dziewczynki na pasach. O krok od tragedii w Kostrzynie nad Odrą
Zdaniem właściciela firmy, ktoś musiał po pogrzebie wyciągnąć urnę z prochami. Dwa dni po pierwszym pochówku, odbył się drugi pogrzeb zmarłego Jana Koska.
Sprawę bada policja.