Skwierzyna: Tutaj zwyrodnialec wyrzucił do rzeki poćwiartowane ciało swej kobiety

Sprawca koszmarnego zbezczeszczenia zwłok swej ukochanej, a może i zabójstwa, musiał doskonale wiedzieć jak działać po poćwiartowaniu ciała. Wszystko wskazuje na to, że przez trzy tygodnie rozkawałkowywał zwłoki. Później, wózkiem, przykryte złomem części woził nad Wartę.

Nie wzbudzało to żadnych podejrzeń, bowiem Tadziu, jak o nim mówią znajomi, w krajobraz Skwierzyny wpisał się jako mikrus ciągle pchający przed sobą wózek pełen złomu. Topografie miasta znał doskonale. Przed mostem na Warcie, przy wylocie na Drezdenko, piaszczysta droga prowadzi wprost nad rzekę. To właśnie tędy woził swój krwawy towar. Miejsce jest ustronne, więc zwłaszcza popołudniami ze spokojem mógł wyrzucać w nurty Warty części ciała swej kobiety.

Niewiele brakowało, aby ślad po kobiecie kompletnie zaginął. Gdy kryminalni znaleźli w komórce na ul. Powstańców Wielkopolskich miednicę z nogami na kończynach widać było ślady ostrza siekiery.

Tadeusz przygotowywał się do ostatniego aktu krwawego dramatu. Gdyby na czas wywiózł nad Wartę ostatnie elementy Józefy pewnie uniknąłby jakiejkolwiek odpowiedzialności. Teraz grozi mu dożywocie albo, jeżeli zarzut zabójstwa postawiony przez prokuraturę upadnie, to pięć lat odsiadki za zbezczeszczenie zwłok.

W kamienicy, w której mieszkali, sąsiedzi nie bardzo wierzą, żeby Tadziu mógł zabić. To ona go cały czas katowała. Rękę mu złamała. - On to takie metr pięćdziesiąt w kapeluszu i pewnie dlatego tyle czasu rąbał zwłoki Józki - mówi sąsiad. Na pytanie co się wydarzyło ostateczną odpowiedź da sekcja zwłok. Tyle, że żeby do niej doszło trzeba jeszcze znaleźć korpus kobiety.