Pijani od alkoholu i nienawiści Niemcy wyciągali słaniających się na nogach więźniów i tłukąc na oślep kolbami zganiali na dziedziniec. Tutaj, głównie strzałami w tył głowy, uśmiercali swe ofiary. I tak, cela po celi, trwała ta masakra. Po wszystkim gestapowcy wsiedli do aut i odjechali. Na więziennym dziedzińcu pozostało 819 ciał.
Przy życiu pozostało czterech spośród wyznaczonych do rozstrzelania więźniów. Dwom udało się ukryć. Dwaj obudzili się niedostrzeleni wśród zwałów trupów. Jeden z cudownie ocalałych przeżył tylko dlatego, że po strzale w skroń kula ominęła mózg i wyszła przez oko. Dzięki temu doczekał wraz z towarzyszami wkroczenia sowietów, którzy zwały zwłok w więziennym dziedzińcu odkryli 3 lutego. I to wówczas radziecka czołówka filmowa nakręciła film z miejsca masakry.
Po wojnie tylko jeden ze strażników odpowiedział za tę koszmarną zbrodnię i został skazany na śmierć przez sąd we wschodnich Niemczech. Żaden z gestapowców nie stanął nawet przed sądem. - W masakrze zginęło miedzy innymi 91 Luksemburczyków - mówi Dominika Piotrowska - Kuipers kustosz muzeum w Słońsku. - Wszystko to byli młodzi chłopcy w wieku ok. 20 lat, którzy odmówili wstąpienia do armii niemieckiej i za to zostali uwięzieniu w Sonnenburgu.
W uroczystościach upamiętniających krwawe wydarzenia sprzed 75 lat wzięły udział delegacje z kilku krajów Europy.