Pani Grażyna Żukowska wraz z mężem Leszkiem (70 l.) mieszkają w małym przysiółku wśród lasów pod Strzelcami Krajeńskimi. Malownicza wioseczka nazywa się równie malowniczo, Puszczykowo. A obok jest... Wilanów.
No i w tym Puszczykowie zacna kobieta urodziła i wychowała piętnaścioro dzieci. Reporter ,,SE'' pierwszy raz spotkał panią Grażynę kilka lat temu, kiedy wytoczyła ciężkie działa przeciwko ówczesnej premier Ewie Kopacz.
Kobieta wyczyta gdzieś, że jeżeli wychowała aż tyle dzieci, to należy jej się emerytura. Nigdy nie pracowała, no bo kiedy. - Wychowałam piętnaścioro dzieci na uczciwych Polaków, a to ciężka praca, to coś mi się należy - przekonywała.
Podczas rozmowy dziennikarza z przedstawicielką strzeleckiego OPS dowiedzieliśmy się wtedy, że pani Grażyna pomimo ciężkiej sytuacji nigdy nie zwróciła się do opieki po pomoc! - Jedyne na co przystali to obiady dla dzieci w szkole - mówiła urzędniczka.
Ale inny ministerialny urzędnik matczynej emerytury odmówił. Pani Grażyna nie popuściła. Sprawę nagłośniliśmy i premier Kopacz emeryturę Matce-Polce z Puszczykowa przyznała osobiście.
Minęło kilka lat. Dzieci wyfrunęły z rodzinnego domu. Z całej piętnastki, jako podpora rodziców, pozostała córka z mężem, no pociecha całej familii, roczna Pola. Za którą zresztą babcia, jak i dziadek świata nie widzą.
W te minione święta ckniło się jednak wszystkim domownikom w Puszczykowie. - Zawsze na Wielkanoc, jak i na Boże Narodzenie wszystkie dzieci do nas ściągają - mówi pani Grażyna. - Jak nie w pierwsze to w drugie święto, a tym razem wszyscy zostali w domach, więc dla mnie to tak, jakby tych świąt nie było.
Na dodatek, jak zeznaje nasza gospodyni, w minioną Wielkanoc została... przestępczynią. Dom Żukowskich otaczają lasy, które roztaczają się praktycznie już za płotem.
Domownicy wiedzieli, że do 11. kwietnia obowiązuje zakaz wstępu do lasu. - No to wzięłam wnusię w niedzielę i poszłyśmy na spacer, bo pogoda była przepiękna - wspomina babcia Grażynka. - A tu później się okazało, że zakaz przedłużyli.
I tak wzorowa matka i babcia jest na bakier z prawem. Na szczęście, jak podkreśla, choć po lesie jeździła straż leśna nikt ich nie zatrzymywał. Co zresztą graniczyłoby z głupotą, bo dokądkolwiek się z Puszczykowa nie ruszyć, wszędzie rozpościerają się lasy.
No ale mundurowych miłośników zasady, że ,,twarde prawo ale prawo nie brakuje''. Czasami, wbrew zdrowemu rozsądkowi. - Było, minęło, a na następne święta upiekę tak wielką babę, że wszystkie dzieci i wnuki skosztują - obiecuje Pani Grażyna.
Być może baba zostanie upieczona w nieużywanym dziś piecu węglowym, który stoi w kącie kuchni, jak relikt czasów, kiedy warzyło się na nim strawę dla piętnaściorga dzieci. No i dorosłych.