Ośmioletni Gracjan z Wędrzyna do dziś wspomina swój udział w ubiegłorocznych rowerowych zmaganiach. - Dotarliśmy rowerami do uroczyska pod Żubrowem, a nie było to łatwe - wspomina chłopiec. - Tam wyczerpani, ale szczęśliwi skończyliśmy ogniskiem i kiełbaskami. Było bardzo, bardzo fajnie.
I takich właśnie wspomnień może Gracjanowi zabraknąć w tym roku. Oczywiście przez koronawirusa. Tak samo zresztą, jak setkom rowerzystów z Polski i Niemiec, którzy czasami ćwiczą przez cały rok, aby jako amatorzy, ale z zacięciem, zawalczyć na sulęcińskich trasach rowerowych.
Niemieccy cykliści tak się przyzwyczaili do corocznych imprez, że nawet kilka dni wcześniej ściągają do miasta nad Postomią trasą rowerową z Beeskow, znaną jako R-67. W Sulęcinie nocują, aby nabrawszy sił ścigać się na najrozmaitszych trasach, które łączy jedno - wszystkie przemierzają Ziemię Sulęcińską.
Czy Polakom i Niemcom dane będzie także w tym roku z zmierzyć się na szosach i leśnych duktach powiatu sulęcińskiego? Burmistrz Sulęcina jest raczej dobrej myśli. - Impreza tradycyjnie powinna odbyć we wrześniu, a więc mamy jeszcze sporo czasu, ale nie wiadomo co przyniesie nam los - mówi samorządowiec. - Decyzję o ewentualnej organizacji zjazdu mamy zamiar jako gmina podjąć w czerwcu, ale jest naprawdę wiele niewiadomych.
Póki co, polscy i niemieccy cykliści już dziś czyszczą szprychy. Jest nadzieja, że na swych wyszlifowanych na glanc dwóch kółkach we wrześniu wyruszą na sulęcińskie trasy. A jak nie, to karną się nad sulęcińską Postomię czy przepływającą przez Beeskow Sprewę. Trzeba trzymać formę, żeby móc po przyjacielsku powalczyć w Sulęcinie za rok.