Dziś mężczyzna jest wolny. Został zwolniony z tymczasowego aresztu, bo badania wykazały, że kobieta zmarła śmiercią naturalną, więc Tadeusz M. odpowie za zbezczeszczenie jej zwłok.
Mężczyzna wrócił do Skwierzyny (woj. lubuskie), do domu, w którym mieszkał razem z Józefiną K. i gdzie rozegrał się horror. Jego zwierzenia porażają. - Najpierw odciąłem jej głowę, takim ostrym wielkim nożem, poszło łatwo, ale z rękami był problem, bo tam kości są, to musiałem wziąć się za siekierę - no i tak porąbałem Józię – wyznaje Tadeusz M.
Miednicę oraz nogi Józefiny K. policja znalazła w styczniu br. - To był koszmar, bo nogi leżały tak na wspak, a nad nimi ta miednica z wylewającymi się wnętrznościami - mówi człowiek, który asystował przy oględzinach rozczłonkowanego ciała kobiety.
Józefina K. zmarła śmiercią naturalną. - Położyła się i tak zasnęła, a kiedy się obudziłem ja, to była już zimna - wspomina M.
Zgon partnerki poruszył Tadeusza M., ale smutek topił w kieliszku. Wtedy wpadł na makabryczny pomysł. - Doszło do mnie, że na śmierci Józi można zarobić kasę. Stwierdziłem, że znając listonoszkę, może pozwoli mi odebrać kasę za jej rentę. Powoli, raz za razem wynosiłem części ciała Józi nad Wartę. Najpierw głowę. Ciężka była. Jeszcze gorzej było z rękoma i resztą ciała. Wszystko wynosiłem w torbach – snuje makabryczną opowieść mężczyzna. - Dziś bardzo żałuję, że dokonałem tego czynu. Coś mnie opętało. Nigdy w życiu bym drugi raz tego nie zrobił. Józiu, przebacz mi – kończy Tadeusz M.