I tym razem gorzowscy lekarze nie zawiedli. Młoda gorzowianka trafiła do szpitala w połowie grudnia z objawami przedwczesnego porodu. Była wtedy w 20. tygodniu ciąży. Dzieci nie mogły urodzić się tak wcześnie, dlatego medycy zdecydowali się na założenie pacjentce tzw. szwu McDonalda. Wszystko po to, by zapobiec poronieniu.
- Choć założenie tego szwu nie jest zalecane w ciążach mnogich tu nie mieliśmy wyjścia. Dzieci trzeba było ratować. Pacjentka była pod naszą stałą opieką - tłumaczy Krzysztof Kaczmarek, ordynator oddziału położniczo-ginekologicznego w Gorzowie.
Założenie szwu nie rozwiązało wszystkich problemów, 23-latka musiała się bardzo oszczędzać i aż do narodzin dzieci została w szpitalu. Było to tym trudniejsze, ze cały czas musiała leżeć na plecach w takiej pozycji, aby głowa, górna część klatki piersiowej i tułów znajdowały się poniżej poziomu nóg.
Kolejne problemy pojawiły się jednak w 25. tygodniu ciąży kiedy gorzowiance samoistnie zaczęły odchodzić wody płodowe. Konieczna była ponowna interwencja lekarzy, którzy zdecydowali się podawać dzieciom sterydy, aby przyspieszyć ich rozwój na wypadek, gdyby ciąża musiała zostać rozwiązana szybciej. Pacjentka otrzymywała też magnez.
- Mimo założenia szwu skurcze nadal się pojawiały. Dostawałam antybiotyk. Tak było aż do 32. tygodnia ciąży. W 33. tygodniu KTG wykazało skurcze właściwe i lekarze zdecydowali o rozwiązaniu ciąży. Teraz jesteśmy zdrowi i czujemy się dobrze. Jestem wdzięczna całemu zespołowi lekarzy, pielęgniarek i położnych za fachową i wspaniałą opiekę - mówi młoda mama.
Bliźniaki Szymon i Marcelina przyszły na świat za pomocą cesarskiego cięcia. Początkowo miały problemy z oddychaniem i trzeba było wspomagać ich oddech, ale ostatecznie wszystko zakończyło się szczęśliwie.