Było po ósmej rano, kiedy nad Goruńskiem pod Templewem rozsnuły się kłęby czarnego dymu. Sięgały kilkunastu metrów. I naprawdę trudno było tego zjawiska nie zauważyć. Dlatego w ciągu kilkunastu minut na miejscu skąd wydobywał się słup dymu pojawili się druhowie najpierw z Templewa i okolicy, a później także zawodowcy z Międzyrzecza.
Kiedy przybyli na miejsce, po prostu oniemieli. Oto na środku pola płonęła... ciężarówka. Płomieni nawet nie było wiele, za to dym spowił teren. Jak się okazało, auto było po brzegi wyładowane nawozem. Świeżym. Akcja była błyskawiczna, choć bardzo trudna, bo poza dymem dookoła rozchodził straszliwy odór.
Ogień stłamszono, tak samo jak i zadymienie. Z tira jednak pozostał wrak. Na szczęście nikt nie ucierpiał. Dlaczego doszło do tak spektakularnego pożaru. Przyczyny ustalą biegli. Jednak wszystko wskazuje na to, że w nawozie mogło dojść do samozapłonu, a dalej sytuacja potoczyła się w szalonym tempie.