Do pożaru zabytkowego budynku z 1889 roku doszło w czerwcu 2019 roku. Kościół został bardzo poważnie zniszczony. Parafianie chcieli jak najszybciej wrócić do świątyni. Pieniądze na jej renowację wspierali z własnych kieszeni. Wypłacone zostało również odszkodowanie. Błyskawicznie przystąpiono do prac, jednak półtora roku temu wstrzymano je. - Obiekt jest w gminnej ewidencji zabytków. Mieliśmy zastrzeżenia co do staranności robót. Chcieliśmy przywrócenia ceramicznej posadzki i odtworzenia rozwiązań, które miały miejsce przed pożarem - tłumaczy Błażej Skaziński z gorzowskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w materiale "Interwencji". Parafianie twierdzą, że część zgromadzonych na odbudowę kościoła środków po prostu przepadła. Nie mają oni wglądu do żadnych umów, a informację o wydatkach związanych z remontem otrzymali tylko słownie. - 1,1 mln zł dał ubezpieczyciel, 265 tys. zł zostało zebrane w diecezji. Wydatkowano około 933 tys. zł, a na koncie inwestycji zostało 150 tys. zł. Pytanie, gdzie jest różnica? Brakuje 282 tys. zł - tłumaczy jeden z parafian. Kuria Diecezjalna w Zielonej Górze tłumaczy, że wspiera proboszcza, ale to parafia jest podmiotem zawiązującym umowy. Proboszcz, który nie chciał stanąć przed kamerą "Polsatu", przerzucił odpowiedzialność na kurię, gdyż "wybrała wykonawcę remontu i to ona ma pieniądze".
Okoliczni mieszkańcy już trzeci rok muszą dojeżdżać na msze do sąsiednich parafii. Ich zdaniem nie zabezpieczono odpowiednio cennych przedmiotów z dotkniętej pożarem świątyni. Chodzi m.in. o zabytkowy dzwon. Zniknąć miały stare schody, które w ogóle nie zostały zniszczone przez żywioł. - Sytuacja w tym kościele jest tragiczna. Dlatego postanowiłem złożyć zawiadomienie do prokuratury, aby wyjaśniła kwestie finansowe i nieprawidłowości - tłumaczy jeden z mieszkańców w materiale "Interwencji".