Wojna na Ukrainie wybuchła 24 lutego 2022 roku. Wojska rosyjskie na rozkaz Władimira Putina rozpoczęły inwazję zbrojną na ten kraj. Każdego dnia tysiące Ukraińców ucieka przed wojną. Większość z nich trafia do Polski, bo tutaj ma rodzinę i przyjaciół. Nieco inna jest historia Natalii, która mieszka od dwóch lat w Kaliszu (woj. wielkopolskie). 38-latka pracowała w PKS-ie, ale kiedy Rosja napadła na Ukrainę, rzuciła pracę, bo ma misję do spełnienia. Teraz opiekuje się córkami pary swoich ukraińskich przyjaciół, którzy - mąż i żona - walczą z wrogiem. Natalia razem z koleżanką Nadią pomaga też uchodźcom. - Opiekuję się dwiema dziewczynkami w wieku 10 i 14 lat. To są córki moich przyjaciół z Ukrainy - wyjaśniła w rozmowie z PAP. Ich mama przywiozła dzieci do Kalisza i wróciła do ojczyzny. - Takie jest ukraińskie serce, pojechała do męża, by walczyć u jego boku. Na wojnie każdy, kto może chwyta za broń - powiedziała. - Ja też w każdej chwili jestem gotowa wziąć broń i walczyć, jeżeli zajdzie taka potrzeba - dodała.
Wypełniając swoją misję Natalia codziennie przychodzi też do Fundacji Chrześcijańskiego Ośrodka Pomocy Społecznej CHOPS przy ul. Chopina 23 w Kaliszu. Tam razem ze swoją koleżanką pomagają uchodźcom wojennym przyjeżdżającym do miasta.
30-letnia Nadia z Kaliszem związana jest od 6 lat. - Mam już nawet polskie obywatelstwo - powiedziała z dumą. Nadia zajmuje się sprowadzaniem do Kalisza uchodźców wojennych. Do siedziby fundacji przyszła z Krystyną, która w środę przyjechała do Kalisza z Tarnopola na Ukrainie z dwojgiem dzieci w wieku 5 i 8 lat. Jechali do Polski 48 godzin. - To bardzo szybko. Mamy 9 przejść granicznych. Ale nie wszyscy znają małe przejście graniczne Uhryniv, gdzie bardzo szybko przedostaliśmy się do Polski – stwierdziła Krystyna.
Pierwsza noc w Kaliszu była nerwowa. - Nie spałam od 7 dni, ciągle ukrywaliśmy się w piwnicach, ciągle wyły syreny, bałam się o dzieci. Tej nocy nie mogłam usnąć, zrywałam się. Ta cisza w nocy była przeraźliwa – powiedziała.
Krystyna martwi się o dzieci. - Kiedy po drodze do Kalisza mijały nas duże samochody ciężarowe, to wydawany przez nie hałas powodował, że dzieci płakały. Myślały, że znowu nalot i trzeba uciekać – mówiła.
Jest przerażona wojną. - Rosyjskie wojsko strzela też do cywilów. Niszczone są domy, ludzie nie mają dokąd wracać. W sklepach zaczyna brakować produktów, ale Ukraińcy potrafią być solidarni nawet przy robieniu zakupów. Jeżeli na półce w sklepie stoi pięć kilogramów mąki, to Ukrainiec weźmie tylko jeden kilogram. Wie, że za chwilę przyjdzie ktoś, kto będzie też potrzebował – podkreśliła.
Kobiety mówiły reporterce PAP, że nie mogą pojąć, jak to możliwe, że brat napadł na brata. - Czuję złość i bardzo wielki ból, bo wszyscy - agresorzy Rosjanie i Białorusini oraz napadnięci Ukraińcy - jesteśmy braćmi, Słowianami – zasmuciła się Natalia.