Jak informuje Polska Agencja Prasowa, 36-letni oskarżony groził pokrzywdzonemu wydłubaniem oka, wyrwaniem języka i odcięciem ręki. Do tego celu używał noża, szczypiec i brzeszczotu do cięcia metali.
ZOBACZ: Wypił kompot z osą i zaczął się DUSIĆ! Dramatyczna akcja ratunkowa pod Rawiczem
Do zdarzenia doszło we wrześniu 2019 r. w wielkopolskich Mianowicach k. Kępna. Znajduje się tam noclegowania dla mężczyzn. Jak twierdzą świadkowie, w ośrodku panował spokój do czasu zamieszkania w noclegowni 36-letniego Jacka D., który wyszedł z więzienia.
- Wszyscy baliśmy się go, straszył nas, że jeżeli nie będziemy go słuchać, to wyrządzi nam krzywdę, że nas poustawia. Zacząłem się go bać, kiedy pobił jednego z mieszkańców – zeznał jeden ze świadków.
Jacek D. zmusił dwóch mężczyzn do wejścia do samochodu, zaparkowanego przy noclegowni.
- Podszedł do mnie z nożem i uderzył z całej siły w twarz bez powodu, a następnie kazał usiąść w samochodzie – zeznał jeden z pokrzywdzonych, przesłuchiwany w charakterze świadka. W tym czasie z pracy wrócił drugi pokrzywdzony, którego także wepchnął do samochodu.
Jednego z nich zaczął bez powodu bić i groził zabiciem. - Wyciągnął nóż i dźgał kolegę po ciele, potem przejechał mu nożem po twarzy i mówił, że wydłubie mu oko. Z plecaka wyjął kombinerki, szczypce i brzeszczot. Kazał mu wyciągnąć język, złapał go szczypcami i chciał go wyrwać. (...). Następnie wyciągnął brzeszczot do cięcia metalu i haratał jego rękę. Chciał mu ją uciąć. To wszystko trwało 15 minut – relacjonował zdarzenie świadek.
Oskarżony miał zażądać 100 zł, które pobity mężczyzna mu dał.
W tym momencie nadjechała policja. - Kiedy oskarżony zobaczył ich powiedział do nas, że mamy o niczym nie mówić, bo nas pozabija. Rannemu koledze kazał powiedzieć, że na twarzy zranił się o konar drzewa podczas jazdy rowerem – zeznał świadek.
Policjanci kazali mężczyznom wysiąść z samochodu i rozejść się.
- Po wyjściu z samochodu zabrał nas do sklepu i kupił po piwie. Szybko wypiliśmy i już później go nie widzieliśmy. Pobity kolega tak bardzo się bał, że następnego dnia rano do pracy wyszedł przez okno, by się nie natknąć na niego – dodał świadek.
Wspólne spożycie piwa po zdarzeniu prokurator tłumaczy bezwolnością pokrzywdzonych.
- W mojej ocenie oni byli w takim stanie psychicznym po tym szczególnym zdarzeniu, że po prostu byli bezwolni – powiedziała prokurator Bogumiła Polak.
Całe zdarzenie ujrzało światło dzienne dzięki temu, że trzeci z pokrzywdzonych zawiadomił policję o popełnieniu przestępstwa przez 36-latka, polegającego na skierowaniu wobec niego gróźb karalnych. Mężczyzna nie jest mieszkańcem noclegowni, ale odwiedza mieszkańców, ponieważ przywozi im ubrania.
Oskarżonemu grozi od 3 do 12 lat więzienia. - Ze względu na to, że oskarżony dopuścił się przestępstwa w warunkach recydywy zagrożenie karą jest jeszcze wyższe – wyjaśniła prokurator Bogumiła Polak.
36-latek nie przyznał się do zarzucanych czynów dowodząc, że takie zdarzenia w ogóle nie miały miejsca. Jego obrońca powiedział, że "oskarżony kategorycznie zaprzecza, że komuś groził czy zrobił krzywdę" – powiedział adwokat Dominik Kowalczyk.