Do zdarzenia doszło 2 listopada ub. roku w jednym z mieszkań w bloku przy ul. Stawiszyńskiej w Kaliszu. Tego dnia 42-letnia kobieta obchodziła urodziny. W świętowaniu towarzyszyli jej konkubent i koleżanka oraz 21-letnia córka ze znajomym. W trakcie, jak zeznał jeden ze świadków, córka jubilatki zaczęła kłócić się z konkubentem matki.
- Doszło między nimi do szarpaniny, tłuczenia szkła i wyzwisk – zeznał w środę w sądzie świadek. Powiedział, że postanowił opuścić imprezę, a o tym, że doszło do zabójstwa konkubenta matki oskarżonej dowiedział się telefonicznie od matki Magdaleny K.
Policję zawiadomiły pozostałe w mieszkaniu matka i jej koleżanka. W trakcie śledztwa okazało się, że obie panie przed przyjazdem policji przebrały się. Później twierdziły, że zrobiły to po to, żeby ładnie wyglądać.
Zdaniem prokuratury w czasie spotkania towarzyskiego pomiędzy 38-letnim pokrzywdzonym a 21-latką doszło do konfliktu, w trakcie którego kobieta dźgnęła mężczyznę ostrym narzędziem w okolice serca. Mężczyzna zmarł.
Oskarżona Magdalena K. konsekwentnie nie przyznaje się do winy.
- Złożyła szczegółowe wyjaśnienia i absolutnie zaprzecza, aby w jakikolwiek sposób targnęła się na życie pokrzywdzonego. Mówi, że tego dnia została wyrzucona z domu przez matkę i stała się ofiarą spisku pozostałych w domu dwóch kobiet – powiedziała PAP adwokat Karolina Skrzypczyńska.
Matka oskarżonej odmówiła składania zeznań. Jedynym naocznym świadkiem w sprawie jest koleżanka matki, która zeznała, że nic nie widziała, że spała i co jakiś czas się przebudzała.
- Każde jej zeznanie jest inne. Przeprowadzaliśmy eksperyment procesowy, bo zeznania tej kobiety były wręcz niemożliwe do wykonania przez oskarżoną. Świadek zeznała, że oskarżona dźgnęła leżącego przy ścianie na tapczanie pokrzywdzonego zza ławy. Oskarżona ma 150 cm wzrostu, więc przy tej wysokości musiałby mieć ręce o długości 2,5 metra, by z takiej odległości zabić. Kiedy świadek uświadomiła sobie, że byłoby to niemożliwe, zaczęła zasłaniać się niepamięcią – powiedziała mecenas Skrzypczyńska.
Polecany artykuł:
Problem w sprawie – jak dowodzi adwokat - polega na tym, że wszyscy byli tego dnia pod wpływem alkoholu, także oskarżona, więc w sprawie są sprzeczności w zakresie dokładnego przebiegu zdarzenia.
- Według oskarżonej to któraś z kobiet dźgnęła pokrzywdzonego, a następnie zegnano winę na nią. Ona uciekła z domu, była w szoku i sama zgłosiła się na policję – powiedziała Skrzypczyńska.
Zdaniem oskarżonej związek matki z poszkodowanym nie był idealny. On miał być zazdrosny, ona nie była mu wierna. - Wiadomo, że matka oskarżonej nawiązała kolejną relację z innym mężczyzną i jest już zaręczona – powiedziała adwokat.
Prokuratura i adwokat oskarżonej – jeszcze na etapie śledztwa - podjęli decyzję o przebadaniu oskarżonej i świadka wariografem. Biegli, z uwagi na koronawirusa, odmówili przeprowadzenie badania.
Mycie noża w zlewie i szantaż w tle [NOWE FAKTY]
W środę (25 listopada) na jaw wyszły nowe okoliczności tej wstrząsającej sprawy. Przed sądem stanęła koleżanka matki oskarżonej. Obejrzała ona materiał z eksperymentu procesowego i złożyła dodatkowe wyjaśnienia.
Kobieta była bardzo zdenerwowana. Co chwilę wybuchała płaczem i mdlała! Ostatecznie wyznała, że nie powiedziała wcześniej całej prawdy. W miejscu zdarzenia mieli być też synowie matki oskarżonej, którzy wszystko widzieli. Jeden z chłopców miał podnieść z podłogi nóż i umyć w zlewie.
Kobieta dodała, że była szantażowana ze strony matki, która kazała jej nic nie mówić. Sąd zdecydował o przesłuchaniu chłopców poza salą sądową. Termin kolejnej rozprawy wyznaczono na 30 grudnia.