Do zdarzenia doszło w piątek, 27 marca. 2-letnia dziewczynka włożyła rękę do sokowirówki i nie mogła się uwolnić od uścisku maszyny. Jej mama wezwała na pomoc karetkę pogotowia i straż pożarną. To właśnie błyskawicznie podjęta przez ratowników decyzja uratowała dziecku kończynę. Zdecydowali się oni na rozcięcie sokowirówki szlifierką kątową.
Na szczęście operacja zakończyła się sukcesem, dzięki czemu dziewczynka odniosła tylko powierzchowne obrażenia. Mrożącą krew w żyłach sytuację opisała mama dziecka w liście skierowanym do ratowników oraz sąsiadów, którzy również pospieszyli z pomocą.
- Dzwoniąc na 112 modliłam się, żeby karetka przyjechała jak najszybciej. Po dosłownie kilku minutach przyjechała straż, a zaraz za nią karetka. Widząc jak wygląda sytuacja, lekarz miał wybór, wzywają helikopter, albo radzą sobie na miejscu. Trzeba było działać jak najszybciej, żeby wydostać rączkę, ponieważ była delikatnie mówiąc zgnieciona i nie wiadomo było jak z dopływem krwi do paluszków.
Na naszą niekorzyść działał fakt, że mieszkamy w lesie i helikopter nie miałby gdzie wylądować. Więcej szans dawało rozcięcie maszyny na miejscu. I w tym momencie chcę podziękować Lekarzowi (niestety nie znam Pańskiego nazwiska) i ekipie karetki, którzy razem ze Strażakami, podjęli się rozcinania sokowirówki w spartańskich warunkach, w karetce, gumówką. Ci ludzie po prostu działali. Nie myśleli o tym, że lepiej odwieźć dziecko na SOR i tam niech sobie radzą, Ci ludzie wzięli odpowiedzialność za moje dziecko i po prostu, po ludzku je ratowali. Za co jestem i jeszcze długo będę im ogromnie wdzięczna, w szczególności Tobie-Lekarzu (na zawsze dużą literą).
Chcę również podziękować Strażakom. Chłopaki, robicie to świetnie!!! Byłam w szoku z jakim zaangażowaniem podeszliście do mojego dziecka. Jak biegaliście po sąsiadach prosząc o jakiekolwiek sprzęty, którymi moglibyście rozciąć maszynkę nie raniąc paluszków mojej córeczki. W całym tym chaosie, w strachu i panice, widok Was, biegających, organizujących pomoc, dawał mi poczucie, że będzie dobrze; że robicie co możecie, a nawet więcej.
Wiedziałam, że ludzie, którzy przyjechali nam pomóc, to ludzie, którzy są na właściwym miejscu. Z całego serca Wam dziękuję! I oczywiście jesteście jeszcze Wy, Drodzy Sąsiedzi! Twarze mijane codziennie, krótkie dzień dobry w drodze do pracy. Nie znamy swoich imion, chociaż mieszkamy tak blisko siebie. Nie wiem co by było bez Was. Łzy cisną mi się do oczu, kiedy przypominam sobie mojego sąsiada biegnącego z nożycami dla Strażaków. Jesteś w grupie ryzyka, masz swoje lata, powinieneś być w domu z żoną, planować sezon na paralotni, a wybiegłeś, dałeś swoje rzeczy, dopytywałeś czy możesz jeszcze coś przynieść. Z resztą nie tylko Ty, było Was więcej, chcieliście pomóc.
Nie znacie mnie, nie znacie mojej córki, wyszliście z domów z chęcią niesienia pomocy drugiemu człowiekowi. Jest to najpiękniejsza rzecz jakiej doświadczyłam od dawna. Podniesiona na duchu, bogatsza o poczucie bezpieczeństwa, serdecznie Wam dziękuję za to, że jesteście! I na koniec, doceniajmy to co mamy. Dziękujmy za to co otrzymujemy. Scenariusz tego zdarzenia mógł być zupełnie inny, skończyło się na obrzęku i poszarpanej skórze. Moja córka miała szczęście, że trafiła na dobrych ludzi, na pasjonatów, na osoby o wielkich sercach. Jeszcze raz Wam wszystkim i każdemu z osobna DZIĘKUJĘ!!! - napisała Małgorzata Orzechowska, mama 2-letniej dziewczynki w liście umieszczonym na stronie internetowej Komendy Miejskiej PSP w Kaliszu.
Polecany artykuł: