Na ten moment 42 rodziny z Kalisza czekały od kilku lat. Trwa procedura podpisywania aktów notarialnych mieszkań na Osiedlu Dębowym. To oznacza, że właściciele w końcu będą mogli spokojnie zamieszkać w swoich lokalach. Jeszcze kilka lat temu nie było to takie pewne.
Zniszczone marzenia mieszkańców
Osiedle Dębowe w postaci szeregowych domów u zbiegu ulic Raciborskiego i Dybowskiego w Kaliszu miało zostać oddane do użytku w 2018 r. Przedsiębiorca inwestycji nie dokończył a rodziny, które wpłaciły pieniądze, znalazły się w dramatycznej sytuacji. Spłacali kredyty za domy, których nie mieli i nie było pieniędzy na dokończenie budowy. Straty, jakie łącznie ponieśli, to prawie 10 milionów złotych.
Mieszkańcy chcieli przejąć inwestycję na własność i znaleźć nowego dewelopera, ale nikt nie chciał podjąć się dokończenia budowy. Sprawę zgłoszono do Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wlkp., która po wielu miesiącach śledztwa skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko deweloperowi 48-letniemu Sebastianowi O.
Prokuratorskie zarzuty dla dewelopera
Zdaniem prokuratury podejrzany oszukał ludzi. Postawiono mu trzy zarzuty: oszustwo na szkodę nabywców mieszkań oraz kontrahentów realizujących budowę, niezłożenie wniosku o ogłoszenie upadłości reprezentowanej przez niego spółki oraz zatajenie przed nabywcami informacji o obowiązku przyjmowania wpłat na otwarty mieszkaniowy rachunek powierniczy. W prokuraturze toczy się też wątek dotyczący upłynnienia majątku przed ogłoszeniem upadłości. Działkę, za którą deweloper mógłby zainkasować prawie 10 mln zł, sprzedał za 1,2 mln.
Zarzuty w sprawie usłyszała też notariuszka z Kalisza, która sporządzała umowy dotyczące zakupu lokali. Okazało się, że w przygotowanych aktach zawarła zapis, że kupujący zgadzają się na wpłatę pieniędzy na rachunek spółki zamiast tylko na rachunek powierniczy. To ochroniłoby kupujących przed nieuczciwymi praktykami deweloperskimi. Bank uwalniałby środki dopiero po ukończeniu kolejnych etapów budowy. Tymczasem pieniądze trafiały na rachunek dewelopera, który bez żadnego nadzoru mógł je wydawać na dowolny cel.
Ratunek dla inwestycji
Kiedy na nieruchomość zaczęli wchodzić inni wierzyciele przedstawicielka rodzin przekonała ludzi, że najlepszym rozwiązaniem będzie przeprowadzenie postępowania upadłościowego. - Udało się przekonać syndyka Waldemara Mirowskiego, aby nie sprzedawał osiedla za bezcen, tylko dokończył deweloperskie przedsięwzięcie. Gdyby się nie zgodził, ludzie dostaliby zaledwie 10 procent włożonych pieniędzy - powiedziała adwokat Karolina Skrzypczyńska.
Dzięki pomocy władz miasta przedsięwzięcie dokończyło Kaliskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego sp. z o.o. Z uwagi na fakt, że deweloper wybudował osiedle niezgodnie z projektem, konieczne było przygotowanie dokumentacji zastępczej, aby uniknąć wyburzenia istniejących już konstrukcji. - Jak pierwszy raz przyjechaliśmy na budowę, to ręce nam opadły. Był to obraz rozpaczy, ludzie włożyli dorobek swojego życia i musieli jeszcze na to patrzeć. Tu wszystko się sypało, do pomalowanych mieszkań lała się woda – powiedział prezydent Krystian Kinastowski.
Walka o dach nad głową
Koszty dokończenia budowy pokrywali mieszkańcy. Ich wysokość uzależniona była od wielkości mieszkania, ale również od konieczności wykonania wielu prac poprawkowych. Średnio rodzina musiała dołożyć po 100 tys. zł do mieszkania, za które wcześniej już zapłaciła.
Mieszkańcy przyznali w rozmowie z PAP, że ta sytuacja doprowadziła wielu z nich do załamania nerwowego i depresji. Wielu nadal czuje ból, smutek i złość. Żeby udźwignąć kredyty i niespodziewane koszty muszą dorabiać w kilku miejscach pracy. Ale - jak twierdzą – najgorsze za nimi.
„Podpisujemy akty notarialne. Mieszkania będą nasze” – powiedzieli. Na wejściu na teren osiedla powiesili baner z hasłem „Nareszcie w swoim domu”.