O wypadku na trasie Elżbietków-Bielawy Szelejewskie pisaliśmy latem 2020 roku. 37-letni mieszkaniec Pogorzeli (woj. wielkopolskie) jechał wierzchem swoim koniem. Niestety zwierzę zostało spłoszone przez sarny, zrzuciło jeźdźca i pognało na drogę. Najpierw koń potrącił motocyklistkę, a potem czołowo zderzył się z oplem. Samochód prowadził 23-letni kierowca. Niestety od samego początku jego stan był bardzo ciężki. Mężczyzna został przetransportowany do szpitala. Po czterech miesiącach i długiej walce o jego życie młody mężczyzna zmarł.
37-latek, który z alkoholem buzującym w krwiobiegu jechał koniem, usłyszał zarzuty doprowadzenia do tego wypadku. Cały czas trwało śledztwo w tej sprawie. - Mieliśmy właśnie powoływać biegłych z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych i behawiorystów - mówi Super Expressowi Jacek Masztalerz z Prokuratury Rejonowej w Gostyniu. Z kolei sprawa uderzenia konia w motocyklistkę w sądzie pierwszej instancji zakończyła się uniewinnieniem jeźdzcy, ale policja złożyła apelację do Sądu Okręgowego. Ta sprawa miała się też wkrótce rozstrzygnąć. Motocyklistka potrącona jako pierwsza przez konia na szczęście wyszła z wypadku cało. - Motocyklistka wyszła z tego bez większych obrażeń, ma tylko ogólne potłuczenia - mówił Super Expressowi zaraz po wypadku Sebastian Myszkiewicz z gostyńskiej policji.
CZYTAJ: Tragiczny finał zderzania z… koniem. Nie żyje kierowca
W czwartek (11 marca) właściciel konia, któremu śledczy zarzucili doprowadzenie do tej tragedii powiesił się w kotłowni swojego domu. Krótko po godzinie 17 odnalazła go córka i żona. - Wykluczono udział osób trzecich i przekazano ciało rodzinie - mówi prokurator z Gostynia. Na razie nie wiadomo, czy mężczyzna zostawił list pożegnalny.
Polecany artykuł: