Jarosław Kubiak, jeden z radnych Prawa i Sprawiedliwości w Radzie Powiatu Krotoszyńskiego miał dopuścić się kradzieży, wynika z informacji przekazanych przez "Gazetę Wyborczą". O co chodzi? Radny pełni rolę traktorzysty w spółce specjalizującej się w produkcji kukurydzy, Hodowla Roślin Smolice. Spółka zarzuca mu kradzież paliwa.
Władze spółki domagają się dyscyplinarnego zwolnienia Jarosława Kubiaka z pracy, oskarżając go o kradzież paliwa. Radnego można zwolnić z pracy tylko w przypadku, gdy pozostali radni wyrażą na to zgodę.
Gdy nadszedł dzień 9 listopada, radny zapewne nie spodziewał się, tego, co go czeka. Jak donosi "Wyborcza" wjechał ciągnikiem do garażu przy oborze i zamknął bramę. Jak się okazało, firma już wcześniej zawiadomiła policję o swoich podejrzeniach, dlatego pojawili się mundurowi.
- Według władz spółki na widok policjantów radny PiS rzucił się do ucieczki, przez oborę dostał się na podwórze, a stamtąd na drogę gminną. Policjanci jednak go dogonili. W garażu zaś, trzymając się policyjnego żargonu, ujawnili ciągnik rolniczy z odkręconym kurkiem baku na paliwo - donosi "Gazeta Wyborcza".
Zobacz też: Dzwonił do ciebie numer 22 25 71 145? Jeśli nie odbierzesz, policja może zapukać do twoich drzwi!
W szafce znaleziono plastikowe pojemniki z 20 litrami oleju napędowego, a także pusty pojemnik i wąż do spuszczania paliwa z baku - wynika z informacji gazety.
Według Spółki Hodowla Roślin Smolice, pojemnik i wąż wciąż miały być mokre.
Jak wynika z informacji przekazanych przez dziennikarzy "Gazety Wyborczej", policjanci, którzy przeszukali dom radnego odkryli dwa zbiorniki, w sumie 80 litrów oleju napędowego.
Dowody w tej sprawie zostały przekazane prokuraturze w Jarocinie.
Dziennikarze "Gazety Wyborczej" chcieli porozmawiać z radnym, jednak nie odbierał telefonu.
W oświadczeniu radnego czytamy, że w budynku wskazał "dobrowolnie i z własnej inicjatywy policji trzy zbiorniki zawierające olej napędowy".Radny zaznacza, że paliwo należało do niego: "w tych zbiornikach znajdowało się legalnie zakupione paliwo do mojego auta, a wcześniej również do auta mojego syna".
Tłumaczy, że szafka w której miało dojść do znalezienia paliwa nie należała do niego: " Z kontekstu pisma wynika, że ten fakt obciąża mnie. Pracodawca „zapomniał” dodać, że szafka należała do innej osoby, a ja nie miałem dostępu do niej oraz do pomieszczenia, w którym się znajdowała".
Zobacz również: Autobus z dziećmi uderzył w drzewo! Są ranni. Dramat w Trzebiechowie