Wracamy do głośniej sprawy horroru na fermie lisów pod Krotoszynem w województwie wielkopolskim. 30 października 2020 roku weszli tam przedstawiciele Stowarzyszenia Otwarte Klatki oraz Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami - Oddział Krotoszyn. Zaczęło się od sygnałów, zgodnie z którymi lisy chodzą wolno po przedmieściach Krotoszyna i prawdopodobnie uciekły z fermy. - Aktywiści Otwartych Klatek i TOZ-u przyjechali na miejsce, aby poznać przyczynę problemu. Od razu zauważyli leżące pod płotem fermy zwłoki nie tylko lisów, ale też psów zamkniętych w klatkach - relacjonowali interweniujący. Wezwano policję, pojawili się również przedstawiciele Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej.
Koszmar na fermie lisów pod Krotoszynem. Widok jak z horroru
To, co zobaczyli będący na miejscu wielu przyprawiłoby o mdłości. Ciężko opisać słowami dramat, jaki przeżyły zwierzęta, więc najzwyczajniej w świecie zacytujemy relację, która pojawiła się na stronie otwarteklatki.pl.
- Zwierzęta były pozbawione opieki przez przynajmniej kilka, lub nawet kilkanaście dni – właściciel fermy przebywa w więzieniu, a z osobą wyznaczoną przez niego do opieki nad zwierzętami nie było kontaktu. Poidła były puste i wysuszone, lisy nie miały dostępu do pożywienia. Ok. 130 martwych lisów leżało ułożonych w klatkach, najprawdopodobniej zostały one zabite poprzez porażenie prądem, nie wiadomo jednak kto i kiedy dokonał uboju. Część lisów była w stanie agonalnym (dwa zostały uśpione na miejscu przez lekarza weterynarii), w klatkach znaleziono też rozkładające się zwłoki. Obrażenia u niektórych zwierząt wskazują, że zostały one zagryzione przez towarzyszy z klatki. Po fermie chodziły także lisy, którym udało się uciec z klatek - grzebały w odchodach w poszukiwaniu jedzenia - przekazali wstrząśnięci aktywiści.
Na tym jednak nie koniec. - Na miejsce przyjechali przedstawiciele firmy utylizacyjnej. Pod stertą odchodów znaleźli oni kolejne zwłoki zwierząt w stanie rozkładu - trudno powiedzieć kiedy dokładnie zwierzęta zostały zakopane, można jednak stwierdzić, że właściciel nie utylizował padłych zwierząt zgodnie z prawem, a zakopywał i rozrzucał je na terenie fermy i pod otaczającym ją płotem - podali przedstawiciele Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Gdy obrońcy zwierząt podali lisom karmę, te zaczęły o nią walczyć. Trzeba było pilnować, aby znów się nie zagryzły. Z piekła udało się uratować 18 lisów i znaleźć dla nich bezpieczne schronienie.
Makabra na fermie pod Krotoszynem. Sąd skazał dwie osoby, ale nie trafią do więzienia
Monika O. i Grzegorz Z. z fermy w Durzynie zostali skazani przez Sąd w Krotoszynie. Kobieta za znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem oraz uśmiercenie zwierząt bez uprawnień usłyszała wyrok - rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Z kolei Grzegorz Z., który miał zabić ok. 130 lisów poprzez porażenie prądem, nie mając do tego uprawnień, otrzymał karę pół roku ograniczenia wolności. Będzie wykonywać prace społeczne. Sprawa wywołuje ogromne kontrowersje, bo interesujący się tematem spodziewali się kar bezwzględnego więzienia.
Wyrok nie jest prawomocny, a obrońcy praw zwierząt, z którymi rozmawiała reporterka Radia ESKA już zapowiadają odwołanie. Marta Korzeniak z Otwartych Klatek mówi o kolejnym dowodzie na to, że w Polsce potrzebny jest zakaz hodowania zwierząt na futra, a nieudolność systemu zawiodła setki zwierząt.
- Nie jest to satysfakcjonujący wyrok, więc planujemy złożenie apelacji. Mimo tego, że były okoliczności łagodzące, które wpłynęły na wyrok, to jednak skala okrucieństwa, którą zastaliśmy na fermie była niewyobrażalna. Nie mówimy o kilku zwierzętach, co i tak byłoby już przestępstwem, ale o ponad 200 zwierzętach. Część z nich umarła śmiercią głodową w okropnym cierpieniu. Ok. 130 lisów zabito poprzez porażenie prądem. Osoba, która tego dokonała nie miała uprawnień, dowiadywała się z internetu, w jaki sposób zabija się lisy na fermie futrzarskiej. Wyrok nie oddaje skali okrucieństwa. Trudno tu mówić o jakiejkolwiek sprawiedliwości. To nie jest ferma, która była ukryta, ludzie wiedzieli co tam się dzieje - powiedziała Korzeniak w rozmowie z Radiem ESKA.
Do sprawy będziemy jeszcze wracać w wielkopolskich oddziałach "Super Expressu". Wygląda na to, że na listopadowym wyroku sprawa się nie zakończy, a strony postępowania ponownie spotkają się na sali sądowej. Pod tekstem zamieszczamy wymowne zdjęcia z fermy pod Krotoszynem. Materiał dzięki uprzejmości Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.