- Nie jestem mściwy, ale też nie wybaczyłem - mówi smutno Wojciech Ruminkiewicz, który tamten styczniowy dzień pamięta jak dziś. Oluś był pogodnym, wesołym dzieckiem, trenował piłkę nożną, był oczkiem w głowie swojego taty. Wyszedł do osiedlowego salonu gier. Gdy późnym popołudniem nie wrócił, tata zaczął go szukać. Tak zaczęła się gehenna Wojciecha Ruminkiewicza, bo to, co wydarzyło się potem nie można nawet opisać koszmarem…
Okazało się, że za zniknięciem chłopca stoi były sędzia, prawnik, który przez kłopoty z hazardem wpadł na okrutny plan, jak wyciągnąć pieniądze od jednej z majętniejszych osób w Koninie. Uprowadził jego 10-letniego syna i wysłał do ojca Olka dwa anonimy z żądaniem okupu. Po kilku dniach został aresztowany. Ciało dziecka odnaleziono dopiero po dwóch miesiącach od zbrodni.
Zapadły wyroki: 25 lat i 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia dla ojca chłopca. Właśnie Krzysztof F. ma zakończyć odbywanie kary. - Dostałem pismo z sądu, że wychodzi na wolność 18 stycznia - mówi Ruminkiewicz. - Teraz osądzi go Pan Bóg. Ja mu nie wybaczyłem, straciłem ukochanego synka, więc straciłem wszystko - dodaje Ruminkiewicz. Jak informuje Sąd Okręgowy w Łodzi postanowieniem z dnia 15 grudnia 2020 r. sąd orzekł wobec Krzysztofa F. środek zabezpieczający w postaci elektronicznej kontroli miejsca pobytu, po wykonaniu kary łącznej 25 lat pozbawienia wolności.
Morderca ojcu swojej ofiary jest też winny pieniądze. Panu Wojciechowi zasądzono wysokie odszkodowanie. - Dzisiaj jest mi winny 400 tysięcy złotych, z czego spłacił 3 tysiące - mówi. Pan Wojciech pieniądze z odszkodowania chciałby przeznaczyć na dzieci, które zamierzają zostać sportowcami. - Mojemu synowi to się nie udało. - mówi załamany ojciec.