Ta historia wstrząsnęła całą Polską. Był Sylwester 2019 roku, krótko przed godziną 13, a Maciej J. był w domu ze swoim młodszym bratem Adamem (9 l.) i schorowaną babcią, bo mama chłopców była w pracy. Bracia byli w dużym pokoju, mieli włączony telewizor i grę na konsoli. Adaś uwielbiał grać i każdą wolną chwilę spędzał z padem w ręce. W pewnym momencie wydarzyło się coś, co doprowadziło do dramatu. Chłopcy najprawdopodobniej pokłócili się właśnie o tę telewizyjną grę na konsoli. Prokuratorom niestety do dziś nie udało się odtworzyć zbrodni. Maciej J. nie chciał rozmawiać ze śledczymi na żadnym etapie postępowania, a z kolei jedyny świadek zbrodni - babcia - ze względu na demencję starczą nic nie pamięta.
Co wiadomo na pewno? Maciej J. poszedł do kuchni. Chwycił nóż i z dziką furią zaczął dźgać młodszego braciszka. Celował w brzuch i serce. Dźgnął 11 razy… Polała się krew. - Biegły stwierdził, że dziecko zmarło śmiercią nagłą i gwałtowną - mówi prokuratora Aleksandra Marańda. Maciej J. był trzeźwy. Po wszystkim, gdy jego brat umierał na dywanie w pokoju, on siedział na kanapie w tym samym pomieszczeniu i bez żadnych emocji patrzył przed siebie.
Adama J. przybiegł reanimować sąsiad. To on jako pierwszy zauważył dziwne zachowanie Macieja. - Siedział na kanapie, jak gdyby nic się nie stało - opowiadał Super Expressowi w grudniu ubiegłego roku. 19-latek po zatrzymaniu także zachowywał się jak nieobecny, milczał, nie chciał nic mówić.
ZOBACZ TAKŻE: Brat morderca żegna swoją ofiarę. Wstrząsająca zbrodnia w wielkopolskim Turku
Nie chciał powiedzieć ani czy to zrobił, ani dlaczego. Nikt nie potrafił uwierzyć w tę historię. Braci wszyscy postrzegali jako grzecznych i zgodnych. Wychowywała ich sama matka. Potem okazało się, że chłopak dokonał zbrodni „na trzeźwo”. Nie był ani pijany, ani pod wpływem żadnych środków. - Wyniki badań toksykologicznych był negatywne - mówiła Super Expressowi Aleksandra Marańda z Prokuratury Okręgowej w Koninie.
Ta historia właśnie się zakończyła, bo Sąd Okręgowy w Koninie postanowił zamiast za kratki wysłać chłopaka do zakładu psychiatrycznego. - Biegli uznali, że Maciej J. w chwili popełnienia czynu był całkowicie niepoczytalny - mówi Marańda.
Co to oznacza? Krótko mówiąc tyle, że nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi. Szpitalna obserwacja stwierdziła to bez najmniejszych wątpliwości. Chłopak nie wiedział, że zabija brata, ale co gorsza - w przyszłości Maciej J. może dopuścić się podobnego czynu. - Dlatego konieczne było umieszczenie go w zakładzie psychiatrycznym - tłumaczy prokurator.