Był mroźny dzień, 15 stycznia 2017 roku, gdy Adrian Sz. spacerował po Kaliszu, a w jego głowie rodził się chory plan zabicia człowieka. Poszedł do centrum handlowego i kupił nóż - finkę. Tak uzbrojony przeszedł na dworzec PKS i rzucił się na… przypadkowego człowieka.
59-letni Krzysztof M. był pracownikiem dworca i akurat odśnieżał chodnik. Otrzymał ciosy w plecy i szyję. Krew lała się z niego strumieniami, ale gdy przyjechało pogotowie, jeszcze był przytomny, walczył o każdy oddech. Niestety, mężczyzny nie udało się uratować. Zmarł w szpitalu.
Po dźgnięciu ofiary Adrian Sz. nie uciekał, siedział w pobliżu i nie wyrażał żadnych emocji. Twierdził, że zabić kazały mu… głosy! W areszcie, do którego trafił Adrian Sz. przeszedł obserwację psychiatryczną. Biegli psychiatrzy stwierdzili, że w chwili zdarzenia był poczytalny, co bardzo zdziwiło jego obrońcę, który przez cały czas utrzymywał, że jego klient cierpi na schizofrenię.
Adrian Sz. powiedział zresztą, że zabójstwa nie pamięta, ale żałuje tego, co się stało. Prokurator uważał, że mówienie o głosach, które kazały mu to zrobić, to zespół manipulacji i linia obrony.
Jednym ze świadków w procesie była matka Adriana Sz., która w zeznaniach poruszyła temat problemów zdrowotnych syna. Kobieta przyznała, że Adrian Sz. już wcześniej skarżył się, że słyszy głosy. Mężczyzna znikał z domu, dziwnie się zachowywał m.in. zapalał świeczki w domu. Jak twierdzi matka skazanego, Adrian Sz. udał się do lekarza, a ten miał stwierdzić u niego depresję i dał mu skierowanie do szpitala, ale tam rzekomo odmówiono mu przyjęcia. Niedługo przed zabójstwem Adrian Sz. zrezygnował z pracy za granicą, gdzie opiekował się seniorami i wrócił do Kalisza.
Sąd pierwszej instancji wymierzył Adrianowi Sz. karę 25 lat więzienia, ale zarówno obrona, jak i oskarżenie odwołali się od tego wyroku.
Ponowny proces właśnie się zakończył. Adrian Sz. usłyszał wyrok… 15 lat za kratkami. W czasie śledztwa i procesu powołano kilka zespołów biegłych lekarzy z różnych specjalności: psychiatrów, psychologów, neurologów. Adriana Sz. umieszczono również na obserwacji psychiatrycznej i poddano szeregowi badań.
- Ostatecznie biegli, akcentując trudny diagnostyczny przypadek, przyjęli, że oskarżony w chwili popełnienia czynu miał zachowaną zdolność zrozumienia swojego zachowania, ale możliwość pokierowania tym zachowaniem była ograniczona, lecz nie w stopniu znacznym - mówiła sędzia Anna Zawiślak z Sądu Okręgowego w Kaliszu, po ogłoszeniu wyroku. To właśnie zaburzenia oskarżonego, wcześniejszy brak konfliktu z prawem i dobra opinia w miejscu, gdzie mieszka, wpłynęły na ostateczny wymiar kary.