Gdy Barbara N. (37 l.), na co dzień pracownik przedszkola w małej wiosce pod Mycielinem (woj. wielkopolskie) zaczęła kaszleć, nikt nawet nie przypuszczał, że może to być śmiercionośny koronawirus. Trafiła do lekarza pierwszego kontaktu, a stamtąd z diagnozą zapalenia płuc do Wojewódzkiego Szpitala Chorób Płuc i Gruźlicy w Wolicy k. Kalisza. Tam zaczęło się leczenie. - Ale rodzina zataiła, że miała kontakt z osobami, które wróciły z Włoch - mówi Sławomir Wysocki, dyrektor Szpitala i dodaje, że kobieta była leczona na bakteryjne zapalenie płuc, bo właśnie na takie zakażenie wskazywały wyniki badań, między innymi wysokie CRP. Zdaniem Wysockiego rodzina okłamała lekarzy, bo bała się, że pani Barbarze nie zostanie udzielona pomoc medyczna. Tymczasem jej stan zdrowia się pogarszał i gdy w końcu trafiła na oddział zakaźny na pomoc było już za późno…
Rodzina zmarłej na Covid-19 kobiety zaprzecza. - Nie posiadaliśmy wiedzy o naszym kontakcie z osobami, które w ostatnim czasie przebywały we Włoszech. Rodzina, która, jak później okazało się, wróciła z Włoch w dniu 14 lutego 2020 r., nie przejawiała żadnych oznak chorobowych, a więc nie była badana w kierunku zakażania koronawirusem SARS-CoV-2 i do chwili obecnej czuje się dobrze - informuje mąż pani Barbary i dodaje, że rodzina dopiero w momencie, gdy dowiedzieli się, że Barbara jest w ciężkim stanie w szpitalu zakaźnym, poinformowali ich o fakcie przebywania we Włoszech. - Wtedy to, niezwłocznie poinformowaliśmy - telefonicznie - Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Kaliszu o zaistniałym fakcie - mówi mąż zmarłej kobiety. Niestety walka o życie pani Barbary już się skończyła. - Przed sami dezynfekcja przedszkola - mówi Rafał Szelągowski, wójt Mycielina. Anna Napierała z kaliskiego Sanepidu dodaje, że ponad 100 osób, które miały kontakt z zarażoną kobietą przebywa na kwarantannie.
Barbara N. osierociła dwójkę małych dzieci.
Polecany artykuł: