38-letni Andrzej na stałe mieszkał w Norwegii, gdzie pracował na wysokościach, ale często przyjeżdżał w rodzinne strony, do Staszowa. W listopadzie 2020 roku mężczyzna odwiedził krewnych, w domu bawił się ze znajomymi, spotykał z dziewczyną i rodziną. Pod koniec listopada postanowił spożyć narkotyki: użył mieszankę m.in. amfetaminy, która wywołuje halucynacje, lęki i niepokój. Po chwili zaczął zachowywać się dziwnie.
Polecany artykuł:
- Miotał się od okna do okna, mówiąc, że jest śledzony. Kto miałby go niby śledzić, dlaczego, tego Andrzej nie wyjaśniał. Byłem przestraszony, widząc, w jakim jest stanie. Posadziłem go na kanapie, podałem wodę i starałem się go uspokoić, ale po chwili wybiegł z domu. Początkowo sądziłem, że świeże powietrze dobrze mu zrobi. Uspokoi się i wróci do domu - opisuje Tomasz Górzyński, brat Andrzeja, cytowany przez portal WP.
Nienaturalnie pobudzony Andrzej udał się na staszowski Rynek, gdzie zauważyła go pewna kobieta. Mieszkanka Staszowa powiadomiła policję, ponieważ mimo niskiej temperatury, będący na zewnątrz mężczyzna był ubrany był tylko w koszulkę, dres i klapki. Zgłaszająca przejęła się losem, 38-latka, słyszała, że mężczyzna krzyczy, wzywa pomocy, wychodzi na ruchliwą ulicę. Po chwili pojawił się radiowóz, na widok którego Andrzej uciekł boczną uliczką. Przerażony mężczyzna wciąż wołał o pomoc.
Niedługo potem do mężczyzny zbliżyli się funkcjonariusze bez munduru z poleceniem zatrzymania 38-latka. Wtedy Andrzej miał się na nich rzucić, a że był postawnym 100-kilowym mężczyzną, funkcjonariusze poczuli się zagrożeni. Stosując - rzekomo - tylko chwyty obezwładniające, powstrzymali rozjuszonego 38-latka. Mężczyzna został skuty kajdankami, ale jego stan, jak zauważył obecny podczas akcji znajomy Andrzeja, dramatycznie się pogorszył.
- Zauważyłem migotanie niebieskich kogutów na Kościelnej. Podszedłem i wtedy zobaczyłem skutego mężczyznę leżącego na boku. To był Andrzej. Już był siny na twarzy. Nie oddychał Zakląłem głośno. Krzyknąłem: "Co wy robicie! Rozkujcie go! Połóżcie na plecy" - opowiadał w rozmowie z WP znajomy zmarłego.
Kolega Andrzeja odbył szkolenie z zakresu pierwszej pomocy. To właśnie on jako pierwszy usiłował przywrócić funkcje życiowe mężczyzny.
- To ja rozpocząłem reanimację, zmieniając się z jednym z policjantów. Gdy przyjechało pogotowie, podpięliśmy Andrzejowi kardiomonitor i zobaczyliśmy linię ciągłą. To asystolia, czyli brak uderzeń serc. Szybko założyliśmy mu urządzenie do automatycznego uciskania klatki piersiowej. W takim stanie bez oddechu i pulsu został wniesiony do karetki - relacjonował cytowany przez WP świadek.
Gdy Andrzej trafił do szpitala, na jego ciele były liczne obrażenia. Andrzej zmarł, rozpoczęło się śledztwo, które zostało umorzone. Prokuratura, powołując się na opinię biegłego, stwierdziła, że bezpośrednią przyczyną śmierci miało być uszkodzenie mózgu spowodowane niedotlenieniem, która "być może" została spowodowana przez narkotyki.
Tymczasem, w sieci pojawiło się nagranie. Zdaniem osób, które je widziały, na nagraniu można wyraźnie zaobserwować, że trzech mężczyzn - policjantów - użyło siły fizycznej wobec Andrzeja. Jak podaje WP, ważne są dwa momenty. W pierwszym ujęciu podobno widać, jak jeden z policjantów z impetem popycha Andrzeja na ścianę, po czym drugi chwyta go za szyję i przewraca na chodnik. Wtedy funkcjonariusz uderza z pięści, a drugi zapina kajdanki na plecach. Drugi ważny moment zdaniem świadków ukazuje, jak dwaj policjanci ciężarem ciała dociskają 38-latka do ziemi. Wtedy dochodzi do drakońskich scen, przypominających śmierć George'a Floyda. Jeden policjant dociska mężczyznę kolanem w okolicy szyi, drug gniecie plecy Andrzeja. W tej samej chwili kolejny funkcjonariusz biegnie do radiowozu i podjeżdża bliżej, aby ukryć pojazdem widok postronnym osobom.
Polecany artykuł:
Mieszkańcy Staszowa podkreślają, że funkcjonariusze, którzy brali udział w tragicznie zakończonej akcji, nie zostali zawieszeni. Wciąż są widywani na patrolach. Bliscy Andrzeja złożyli zażalenie na umorzenie śledztwa. Jak poinformowała prokurator Beata Zielińska-Janaszek, w sprawie aktualnie "wykonywane są czynności procesowe".
Wiele wyjaśniłby zeznania świadków, ale o te może nie być łatwo.
- Wiemy, kto bił brata z pięści, a kto dociskał kolanem. Są naoczni świadkowie interwencji, którzy do dziś nie zeznawali w prokuraturze, nie powiedzieli, jak było. Boją się. Staszów to małe miasteczko- przyznają cytowani przez WP bracia zmarłego Andrzeja.