Siedmiomiesięczny szczeniak po brutalnej napaści został uratowany dzięki anonimowemu zgłoszeniu do schroniska w Dyminach. Zgodnie z informacją, piesek miał leżeć przykryty blachą w szopie, wiadomo było od razu, że maluch został brutalnie skatowany. Pracownicy schroniska ruszyli do Kielc, gdzie szybko odnaleźli konającego psa.
ZOBACZ TEŻ: Winda umazana KAŁEM, śpiący bezdomny, wszędzie śmieci. Tak żyje się w wieżowcu w Kielcach!
- Piesek miał przekrwione oko, widać było, że został czymś uderzony w głowę. Był bardzo przestraszony, ogonek miał podkulony. Ale jak zaczęliśmy do niego mówić, zaczął się cieszyć - relacjonuje na antenie TVP Kielce świadek.
Maluch został przewieziony do przychodni weterynaryjnej, lekarze stwierdzili, że obrażenia są bardzo poważne. Pies miał obrzęki w okolicy głowy oraz obrzęk koło szyi, ponadto nie był w stanie utrzymać się na nogach. Jeden z weterynarzy odnotował, że obrzęki w obrębie czaszki okazały się tak rozległe, że miał problem, by dotrzeć do błony bębenkowej. Życie pieska zostało uratowane, ale Ian, bo takie imię otrzymał szczeniak, do dzisiaj zmaga się z konsekwencjami ataku, który omal nie kosztował go życia. Pies ma momenty dezorientacji, bywa, że nie może utrzymać równowagi.
Brutalny atak na małego pieska przeprowadził 50-letni Grzegorz N., którego zeznania zostały odczytane w sądzie. Jak stwierdził, dopuścił się makabrycznego czynu na prośbę teściowej, której szczeniak przeszkadzał. Kobieta miała uznać więc, że zięć "pozbędzie się problemu".
- Wziąłem tego psa od teściowej i zaprowadziłem do tej posesji, chwyciłem kantówkę i zacząłem bić tego psa po całym ciele, biłem go tak, aby go zabić i w ten sposób się go pozbyć. Nie wiem, ile razy go uderzyłem, po kilku uderzeniach pies się nie ruszał - zeznał Grzegorz N.
Co więcej, zdaniem brutalnego sprawcy i jego teściowej, mały szczeniak miał być agresywny i stanowić zagrożenie dla ludzi.
- Powiedziałem teściowej co zrobiłem on się ucieszyła i powiedziała, że pies nie będzie gryzł ludzi - cytuje słowa oskarżonego TVP Kielce.
Za znęcanie się nad psem ze szczególnym okrucieństwem Grzegorz N. może spędzić do 5 lat w więzieniu. Za nami pierwsza rozprawa. Skatowany niemal na śmierć szczeniak na szczęście znalazł dom i kochających opiekunów.