Do zdarzenia doszło w środę pod buskim szpitalem. 57-letnia pokrzywdzona zgłosiła, że zostawiła niezabezpieczony rower przed budynkiem. Kiedy po około dwóch godzinach wróciła z odwiedzin, okazało się, że po rowerze nie ma śladu. Elektryczny rower to wcale nie tani pojazd - właścicielka oszacowała straty na 10 000 zł. Policjanci zabrali się za przeglądanie monitoringu i rozmowy ze świadkami. Na nagraniu widać było mężczyznę, który zabrał rower. Świadkowie poinformowali natomiast o niecodziennym rowerzyście, który zupełnie nie umiał sobie poradzić z okiełznaniem jednośladu.
- Mężczyzna miał kłopoty z zachowaniem równowagi i się przewrócił. Mijające go osoby udzieliły mu nawet pomocy. Jak później ustalili stróże prawa, rower miał włącznik, bez uruchomienia którego nie działało elektryczne wspomaganie i wtedy jazda nim wymagała znacznego wysiłku - relacjonuje asp. Tomasz Piwowarski z buskiej policji.
Funkcjonariusze ruszyli śladem rowerzysty i bardzo szybko natrafili na 53-latka. Początkowo próbował się tłumaczyć, że nie ma nic wspólnego z kradzieżą, ale prawda szybko wyszła na jaw. Rower znaleziono w pobliskich zaroślach, w okolicy miejsca zatrzymania mężczyzny.
53-letni złodziej, który nie wiedział jak poradzić sobie z jazdą na rowerze, noc spędził w policyjnej celi. Za kradzież - nawet tak nieudaną - grozi 5-letnia odsiadka w więzieniu.