Przypomnijmy: o śmierci pana Arkadiusza pisaliśmy już przed kilkoma miesiącami. Jego bliscy nie mogą się pogodzić z tajemniczą śmiercią mężczyzny. Pan Arek został zatrzymany przez policję i już nigdy nie wrócił do domu. "8 lipca został przyjęty na oddział SOR-u w Ostrowcu, z którego został wypisany tego samego dnia o godzinie 16:27 w stanie ogólnym dobrym, nie zagrażającym życiu, w celu doprowadzenia do policyjnej izby zatrzymań. Dziwnym trafem tego samego dnia o godzinie 23:10 trafia do szpitala psychiatrycznego w Morawicy. Po niecałych dwóch dobach został przewieziony na OIOM w Kielcach i tam zmarł" - napisali bliscy pana Arkadiusza w mediach społecznościowych. Policja potwierdziła, że mężczyzna został zatrzymany w związku z przestępstwem narkotykowym, a potem jego stan zdrowia dramatycznie się pogorszył. Pan Arkadiusz został przewieziony do szpitala w Kielcach, najpierw na izbę przyjęć, później trafił na oddział psychiatryczny w Morawicy. Jak podkreślali policjanci, pacjent był wyjątkowo agresywny.
- Jak to się stało, że zdrowy człowiek, leczony jedynie na nadciśnienie, który z domu wychodzi o własnych siłach, zalicza w kilka dni trzy szpitale po drodze? - pytali cytowani przez "Wyborczą" bliscy 38-latka.
Po kilku dniach zszokowana rodzina otrzymała straszną wiadomość. Pan Arek zmarł 10 lipca. Bliscy zmarłego dowiedzieli się o jego zgonie dopiero po dwóch dniach!
– Siedzieliśmy nieświadomie w domu i niczego nam nie powiedziano. Lekarz zapewnił, że walczyli o niego bardzo, ale Arek przyjechał już w stanie agonalnym, bez kontaktu. Polecił, aby zgodzić się na sekcję - opowiadała redaktorom "Wyborczej" Magdalena Foremniak-Godo, szwagierka pana Arka.
Gdy bliscy zmarłego zobaczyli ciało, byli w szoku. Mężczyzna był cały posiniaczony, miał też zabandażowane dłonie. Rodzina zapewnia, że nie oskarża policji o przyczynienie się do śmierci 38-latka, zależy im jedynie na prawdzie i wyjaśnieniu licznych wątpliwości. Bliscy zastanawiają się, dlaczego zutylizowano ubranie Arkadiusza, czemu przedłuża się oczekiwanie na wyniki z sekcji zwłok? Prokuratura zapewnia, że nie ma mowy o żadnej opieszałości, ale wszelkie komentarze na temat sprawy udzielone zostaną dopiero po otrzymaniu opinii od biegłych, których wykonanie zostało zlecone tuż po sekcji. Przesłuchania świadków zaplanowano natomiast na październik. Rodzina jednak wciąż cierpi, a najbardziej 8-letni synek pana Arka, Dominik.
- Co drugi dzień chce na cmentarz jechać. Chodzi ze zdjęciem i rozmawia: "Tato, jesteś koło mnie?". Na pogrzeb prosił, aby kupić do trumny dzwoneczek, że jak tata się obudzi, to zadzwoni. Kupiliśmy. Psycholog zgodziła się, aby zobaczył ciało przy ostatnim pożegnaniu. W pewnym momencie wybiegł i krzyczał, że nienawidzi Boga, bo zabrał mu najważniejszą osobę w życiu. On, mały chłopczyk, pytał: "Co ja takiego zrobiłem, że Pan Bóg mnie tak skarał?" - opowiada Magdalena Foremniak-Godos, szwagierka zmarłego i chrzestna chłopca.