Śmiertelny wypadek w Bielinach. Wstrząsające relacje świadków
Świadkowie śmiertelnego wypadku w Bielinach opowiedzieli w rozmowie z Onetem o tym, jak wyglądały tragiczne zdarzenia, do których doszło 25 lipca. W trójkę mężczyzn w wieku 41, 44 i 45 lat, którzy stali na chodniku przed jednym z domów, uderzył prowadzący forda. Wszyscy mężczyźni zginęli na miejscu, a kierujący 19-letni Bartosz Ł. miał zeznać, że gdy przed godz. 23 jechał ul. Kielecką, na drogę wyskoczył pies, którego próbował ominąć. W tym czasie stracił panowanie nad autem, być może również z powodu nadmiernej prędkości - prokuratura poinformowała, że miał poruszać się co najmniej 74 km/h. Mimo że od wypadku minęło już kilka dni, cała lokalna społeczność jest wstrząśnięta dramatem, jaki rozegrał się w Bielinach. - Mogę tylko powiedzieć, że to dla nas wszystkich straszna tragedia. Współczujemy rodzinom i bliskim ofiar tego wypadku. Ta droga jest w naprawdę dobrym stanie, są obustronne chodniki, a do tego pas dla rowerzystów. Pod kątem bezpieczeństwa wszystko wyglądało dobrze, ale i tak do tej tragedii doszło – mówi Onetowi Sławomir Kopacz, wójt Bielin.
Trzecia z ofiar znaleziona 20 minut po wypadku
Jak informuje Onet, pani Oksana mieszka w domu, pod którym doszło do śmiertelnego potrącenia, i wspomina wtorkowy wieczór. Mówi, że wróciła później z pracy, a gdy już położyła się spać, obudził ją "straszny huk, jakby dom się walił". Kobieta wybiegła przed budynek, gdzie jej nastoletni syn Marek już próbował ratować poszkodowanych. Jak relacjonuje chłopak, 19-letni kierowca, cały we krwi, wychodził w tym czasie z krzaków, ale świadek posadził go na chodniku i kazał mu się nie ruszać. Sam szybko zorientował się, że dwóch potrąconych mężczyzn nie żyje, więc zajął się z powrotem Bartoszem Ł., po tym jak jego matka okryła jeszcze kierowcę forda kocem.
- Tego trzeciego potrąconego strażacy znaleźli jakieś 20 minut po wypadku. Leżał w ogródku i miał bardzo słaby puls. Zaczęli go reanimować na chodniku, ale nie dało się nic zrobić. Wtedy na miejscu były już wszystkie służby. Gdyby mi od razu powiedział, że potrącił trzy osoby, to ja bym tego trzeciego wyciągnął z tych krzaków i być może mógłbym jeszcze jakoś pomóc – mówi Marek, którego cytuje Onet.
"Całą sukienkę miałam we krwi"
Jak się później okazało, trzeci z potrąconych mężczyzn również nie przeżył. Wszyscy byli dobrymi kolegami i jak informują ich sąsiedzi, byli bardzo lubiani w Bielinach. Zanim na miejsce dotarły służby ratownicze, pani Oksana zaopiekowała się też 19-latkiem, który został ranny.
- W pewnym momencie nawet się do mnie przytulił. Nie chciał mnie puścić. Całą sukienkę miałam we krwi. Mówił też, żeby ratować tamtych, bo on już się lepiej czuje. Pamiętał numer do mamy, więc dałam mu zadzwonić z mojego telefonu. Też chwilę z nią rozmawiałam, podziękowała za to, że zaopiekowałam się jej synem. Natomiast jego ojciec był jednak trochę agresywny. Kłócił się z policją. Krzyczał, żeby nie przesłuchiwała jego chłopaka bez udziału prokuratora, mówił też, że jego stan na to nie pozwala - mówi w rozmowie z Onetem.
Bartosz Ł. usłyszał zarzut spowodowania wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym, w następstwie umyślnego naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym poprzez przede wszystkim przekroczenie dopuszczalnej prędkości. Został tymczasowo aresztowany na okres miesiąca.