Nagranie z kieleckiego szpitala zostało opublikowane w sobotę, kobieta poinformowała lekarkę, że zażyła specyfik o nazwie Mifepristone, czyli środek do wywołania farmakologicznej aborcji. Lekarka nie kryła swojego szoku zaistniałą sytuacją, a przede wszystkim szczerością pacjentki. Pracownica Świętokrzyskiego Centrum Matki i Noworodka była bowiem przekonana, że kobieta dokonała czynu nielegalnego, dopytywała, skąd ciężarna wzięła leki i nie kryła swojego zbulwersowania sytuacją. Obca kobieta dopytywała ponadto o powody przerwania ciąży, w pewnym momencie stwierdziła, że to "prokuratorska sprawa", sugerując, że pacjentka popełniła przestępstwo. Ta w odpowiedzi wyjaśniła, że samo zażycie medykamentu czynem zabronionym nie jest. Ostatecznie lekarka poinformowała, że zadzwoni do drugiego dyżurnego i "opisze" całą sprawę.
CZYTAJ TEŻ: Końskie. W miejskiej toalecie mieszka CZŁOWIEK! Jak do tego doszło?
- Ja nie wiem, jak to jest prawnie, może nie mam racji, ale w chwili obecnej, jeszcze przy tej władzy to chyba są jakieś konsekwencje - zastanawiała się pani doktor. - A pani tak o tym lekko mówi, wie pani, druga by zrobiła, a nie powiedziała - dodała.
Pacjentka przyznała, że przeżycie w gabinecie lekarskim okazało się dla niej traumatycznym doświadczeniem.
- Nie muszę mówić jak bardzo przeraziła mnie ta informacja, ponieważ wcześniej zasięgnąwszy opinii prawnej wiedziałam, że nie popełniłam przestępstwa - podkreśla kobieta.
Do sprawy ustosunkowało się kierownictwo szpitala. Jak przyznał dyrektor Świętokrzyskiego Centrum Matki i Noworodka Rafał Szpak, ta sytuacja faktycznie miała miejsce w placówce, choć w poniedziałek, 22 marca, w pracy nie było pracownicy szpitala, której głos został nagrany. Dyrektor ponadto ze smutkiem przyznał, że pacjentka mogła dopuścić się prowokacji.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Bestialsko ZAMORDOWANY i porzucony w worku pies! Cierpiał MĘKI [DRASTYCZNE ZDJĘCIA]
- Niestety muszę z przykrością stwierdzić, że w świetle informacji, które posiadamy na dziś, wygląda na to, że doszło do celowej prowokacji, o czym świadczy fakt, że pacjentka przyszła do szpitala z dyktafonem w kieszeni, odmówiła zrobienia jakichkolwiek badań i nie zgodziła się na przyjęcie do szpitala, mimo że było to zaproponowane i wynikało ze skierowania, które pacjentka przyniosła ze sobą (w skierowaniu był zapis o "trybie pilnym"). Bardzo nam przykro, że wczasach wojny z koronawirusem mamy w ogóle do czynienia z takimi sytuacjami - przedstawia stanowisko szpitala Rafał Szpak w rozmowie z PolskaTimes.pl
Sytuacja, która spotkała pacjentkę zbulwersowała organizacje zajmujące się prawami kobiet. Jednoznaczne oświadczenie wystosowała Fundacja Dziewuchy Dziewuchom.
- Aborcyjna stygma w środowisku lekarskim nie jest rzadkim zjawiskiem, co dowodzi jak głęboko sięgnęła katolicka indoktrynacja w Polsce. Pamiętaj, że w tym kraju masz prawo przerwać własną ciążę do 22. tygodnia i nie grożą ci z tego tytułu żadne konsekwencje prawne - informuje fundacja.