Do makabrycznego wypadku doszło ok. godz. 13:00 w środę, 5 maja, tuż obok kieleckiej Galerii Echo. Jak relacjonowali świadkowie, samochód osobowy marki toyota został dosłownie zmiażdżony po zderzeniu z nadjeżdżająca od tyłu ciężarówką. Impet uderzenia był tak olbrzymi, że oczekująca na światłach osobówka wbiła się w stojącego przed nią tira. Na miejsce natychmiast pospieszyli strażacy, którzy usiłowali ciężkim sprzętem wydobyć osoby zakleszczone w rozbitym samochodzie. Choć - patrząc na stopień zniszczenia pojazdu - wydawało się, że ocalić życie uczestników wypadku może tylko cud, wydobyty po kilkudziesięciu minutach kierowca nie tylko dawał oznaki życia, ale i wyszedł o własnych siłach na zewnątrz! Na szczęście był on jedyną osobą, która podróżowała w aucie marki toyota.
- Wypadek rzeczywiście wyglądał bardzo poważnie, ale wszystko wskazuje na to, że skończyło się dobrze. Naszym priorytetem było dotarcie do ewentualnych zakleszczonych osób, ponieważ na początku, z uwagi na zniszczenia, nie było pewne, ile osób jest w środku. Używając ciężkiego sprzętu hydraulicznego krok po kroku rozcięliśmy karoserię. Dotarliśmy do tej osoby, kierowca wyszedł o własnych siłach. Jestem w pozytywnym szoku, że nie ma ofiar śmiertelnych, bo po przyjeździe byłem przekonany, że wyciągniemy z samochodu "ludzką papkę" - opowiada z wyraźną ulgą w głosie Marcin Nyga, rzecznik prasowy kieleckiej straży pożarnej.
Podczas zdarzenia ucierpiało aż pięć aut, choć żadne w tak poważnym stopniu jak osobowa toyota. Jak doszło do środowej kolizji?
- Przy skrzyżowaniu na czerwonym świetle zahamował prawidłowo tir, za nim za nim osobowa toyota, również prawidłowo, natomiast nadjeżdżająca ciężarówka nie zatrzymała się, wjechała w tył toyoty, auto niemal całkowicie sprasowało się między dwoma tirami - opowiada Marcin Nyga.
Jak podał Karol Macek, oficer prasowy kieleckiej policji, sprawca wypadku, 60-letni kierowca ciężarówki, był kompletnie pijany! W jego krwi stwierdzono promil alkoholu. Ocalony kierowca toyoty natomiast trafił na wszelki wypadek do szpitala, ale obecny na miejscu rzecznik straży pożarnej - który widział, w jakiej kondycji jest wykaraskany z auta, które nie nadaje się nawet na żyletki, kierowca - pozostaje dobrej myśli.
- Mam nadzieję, że wszystko skończy się tak, jak wyglądało po wydostaniu mężczyzny, czyli dobrze - podkreśla Marcin Nyga.
Usuwanie skutków zdarzenia potrwa wiele godzin. Na al. Solidarności już tworzą się spore korki. Uwaga kierowcy! Dla własnego dobra lepiej wybrać inną drogę!