Nieprzyjemna sytuacja zaczęła się zupełnie zwyczajnie - pewna para zamierzała zaadoptować kundelka ze schroniska. Pies jednak nie został wydany, ponieważ dyrektor placówki stwierdził, że chętne na adopcję psa osoby znajdują się pod wpływem alkoholu, a on sam nie wyda zwierzęcia "byle komu". Para najwidoczniej poczuła się urażona po tym, jak mężczyzna potraktował ich z góry. Po kilku dniach pan Artur stwierdził, że na jego telefonie nagrano wiadomości głosowe o bardzo niepokojącej treści.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Moskorzew: Zwęglone ciało w aucie. Samochód dachował i spłonął
- Z różnymi ludźmi miałem już do czynienia. Ale jeszcze nikt nie straszył, że mnie "zaj...bie", czy "upie...oli łeb". Także moją żonę. I spali schronisko.Odsłuchałem 14 wiadomości, reszta się nie zmieściła. W niedzielę rano złożyłem doniesienie na komisariacie policji w Iłży. W międzyczasie dowiedziałem się, że to ludzie znani policji. Schronisko w Rudniku jest przy drodze. Nie kłopot rzucić coś, aby je podpalić. Alkohol to głupia sprawa. Ja teraz siedzę jak w okopie na wojnie. Obawy są zawsze bo nie wiadomo co u takich ludzi siedzi w głowie. Z Młynka, gdzie mieszkam, do Rudnika jest 5 kilometrów a ja teraz mieszkam trochę tu a trochę tam i czekam co się stanie - opowiada przerażony mężczyzna w rozmowie z "Echem Dnia".
W internecie można nagrać upublicznione nagranie z pogróżkami, jakie usłyszał Artur Spytkowski. Wyraźnie pijany mężczyzna wulgarnie deklarował, że w brutalny sposób pozbawi życia właściciela schroniska, "za tego psa, tego nygusa", którego pan Artur miał obiecać żonie mężczyzny.
CZYTAJ TEŻ: Co z rozbudową Hali Legionów? Czy wiceminister Anna Krupka działa NA NIEKORZYŚĆ Kielc?
W związku z groźbami pracownicy obawiają się o bezpieczeństwo schroniska i psów. Ruszyła zbiórka pieniędzy, która ma na celu zabezpieczenie obiektu. Odnośnik do akcji znajduje się TUTAJ.