Pan Darek od dziesięciu lat zmaga się z wieloma dolegliwościami. Mężczyzna w 2010 roku doznał poważnego urazu głowy, w wyniku którego nabawił się dwóch torbieli mózgu. Kontuzja sprawiła, że cierpiący codzienne katusze pacjent nie mógł pracować, a jego egzystencja wiązała się z omdleniami, bólem i innymi uciążliwymi dolegliwościami. Pan Darek znalazł skuteczny sposób na ulżenie sobie w cierpieniu – leczył się medyczną marihuaną. Terapia okazała się efektywna - pan Dariusz wrócił do pracy jako mechanik samochodowy, jego warsztat dobrze prosperuje.
Nielegalna terapia
Terapia konopiami była jednak w Polsce nielegalna, pacjent pozostawał na łasce dilerów, którzy często oferowali podejrzany susz o niskiej jakości. Zdesperowany mężczyzna postanowił skorzystać z szansy, która się pojawiła i kupić pokaźny zapas, traktowanego jak narkotyk, lekarstwa w okazyjnej cenie. Ta eskapada wiązała się z wyjazdem do innego miasta. Mężczyzna został jednak złapany przez policję i potraktowany jak diler, a nie pacjent.
- Oskarżono mnie i skazano za przewóz znacznych ilości substancji psychoaktywnych - przyznaje pan Darek. - Te ilości pozwoliłyby mi kontynuować terapię przez kilka lat. Aby ograniczyć skutki torbieli szyszynki, muszę zażywać nawet kilkadziesiąt gramów medycznej marihuany w ciągu miesiąca - dodaje skazany pacjent.
Pacjent, a nie uzależniony
Problemy prawne pana Darka rozpoczęły się w momencie, gdy terapia medycznymi konopiami była niemożliwa w Polsce. Mężczyzna był potraktowany nie jak pacjent, ale jak narkoman i diler. Pan Dariusz zgłosił się na terapię odwykową, był faszerowany substancjami psychotropowymi. W pewnym momencie sam terapeuta uzależnień - poznawszy historię choroby pana Darka - przyznał, że mężczyzna kwalifikuje się nie do leczenia rzekomego uzależnienia, ale do terapii medyczną marihuaną. Pan Darek trafił do specjalistycznej kliniki, lekarz przepisał mu dostępny w aptece susz.
Pacjent a prawo
Pan Darek bez medycznej marihuany cierpi katusze - codziennością były omdlenia, złe samopoczucie, problemy psycho-ruchowe. Pracujący jako mechanik samochodowy mężczyzna nie był w stanie wykonywać swojego zawodu, który przecież wymaga precyzji i siły. Chęć poprawy własnego stanu zdrowia wpędziła pana Darka w olbrzymie problemy. Za nielegalne wówczas lekarstwo kielecki sąd rejonowy skazał mężczyznę na 2,5 roku więzienia, oskarżając go o przewóz z zamiarem odsprzedania leczniczego suszu. Kara więzienia byłaby dramatem dla mechanika z Kielc, zwłaszcza że mężczyzna nie zamierzał nikomu niczego odsprzedawać. Prokuratura potraktowała go jak dilera tylko dlatego, że pacjent chciał zapewnić sobie zapas na kilka lat terapii. W momencie gdy pan Darek odkrył lecznicze właściwości konopi, nie było przecież możliwości zakupu medycznej marihuany w aptece.
- Jestem jedynym żywicielem rodziny, mam 10-letniego syna. Jeśli trafię do więzienia, to co wtedy z nimi będzie - załamuje ręce pan Dariusz. - Kara więzienia byłaby dla mnie prawdziwym dramatem, liczę na to, że sąd weźmie pod uwagę moją sytuację rodzinną i fakt, że ja tak naprawdę leczę się tym samym, za co zostałem skazany. Nie chciałem nikomu nic odsprzedawać, po prostu chciałem mieć zapas na kilka lat terapii. Po co miałbym handlować, skoro dobrze zarabiam jako mechanik, prowadzę własny warsztat - podkreśla pacjent.
Dura lex, sed lex
Co ciekawe, nielegalna jeszcze trzy lata temu medyczna marihuana jest z powodzeniem stosowana na rozmaite choroby i dolegliwości. Problemem jest jedynie koszt terapii. Jeden gram leczniczej substancji kosztuje ok. 50 zł, a apteki często doliczają jeszcze wyższą marżę. Pan Darek zużywa ok. jeden gram dziennie, aby ukoić swe cierpienie. Mimo to kielecka prokuratura nie zamierza spojrzeć na mężczyznę łaskawszym okiem. Jak udało nam się nieoficjalnie ustalić, prokuratura w Kielcach stoi na stanowisku, że dopóki marihuana będzie na liście substancji zakazanych, osoby zaopatrujące się gdzie indziej niż w aptece, będą traktowane niezwykle surowo, jak konsumenci jakiegokolwiek innego, szkodliwego narkotyku. Przykładem surowego wyroku sądu jest pracownik warsztatu pana Darka, z którym mężczyzna pojechał po zapas suszu. Pan Michał został skazany, mimo że nie miał nic wspólnego z marihuaną, którą nabył jego szef.
- Kiedy ja trafiłem do aresztu, Michał, mój pracownik został zwolniony do domu. Nawet nie wiedział, po co jedziemy, a dostał taki sam wyrok jak ja - podkreśla pan Dariusz. - 2,5 roku więzienia za zwykłą przejażdżkę - kręci z niedowierzaniem głową pacjent.
Przestępstwo bez szkodliwości społecznej?
Obrońca pana Dariusza, mec. Stelios Alewras podkreśla, że medyczna marihuana jest lekarstwem potrzebnym do codziennej egzystencji pana Darka. Co więcej, leczący się legalnie od kilku lat mężczyzna - mimo wyroku skazującego - może ubiegać się o możliwość kontynuowania terapii za więziennym murem.
- Z perspektywy pacjenta medycznej marihuany, obecne poczynania państwa polskiego polegające na zaborze niezbędnego lekarstwa, pod fałszywym pretekstem zwalczania narkomanii, nie mogą budzić szacunku obywateli do wymiaru sprawiedliowości, a wręcz przeciwnie, tworzą fundamentalne poczucie krzywdy i niezrozumienia – zaznacza mecenas Stelios Alewras.
Co dalej?
Wtorkowa rozprawa pana Darka została odroczona z przyczyn formalnych. Adwokat oskarżonego pacjenta złożył wniosek o powołanie w charakterze biegłej dr Doroty Rogowskiej-Szadkowskiej, największej ekspertki w kraju w zakresie leczniczych właściwości konopi. Stelios Alewras podkreśla, że to dzięki terapii medyczną marihuaną pan Darek wrócił do pracy, utrzymywał własną rodzinę i płacił podatki.
Teraz może trafić do więzienia na aż 2,5 roku. W tym czasie jego stan zdrowia ulegnie pogorszeniu, podobnie jak byt finansowy najbliższych. A mężczyzna, który mógłby "dokładać się" do budżetu regularnie płaconymi podatkami, będzie na utrzymaniu Polaków jako pozbawiony perspektyw więzień.