Płakała wniebogłosy, gdy na chodniku umierała jej mamusia. Sprawca był w szale. "Ryczał, że nas pozabija"
Aktualizacja godz. 21.21
Na wniosek śledczych Sąd Rejonowy w Starachowicach zastosował wobec podejrzanego areszt tymczasowy na trzy miesiące - informuje PAP.
Aktualizacja godz. 17.04
Jak poinformował PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach Daniel Prokopowicz, 61-latek został doprowadzony do prokuratury w Starachowicach w piątek, 2 września, przed godziną 16. Daniel Cz. usłyszał dwa zarzuty, z czego pierwszy dotyczy kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości. Drugi to spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym pod wpływem alkoholu, ale i narkotyków, o czym nie było wiadomo jeszcze wczoraj.
- Badanie, które przeprowadziła policja bezpośrednio po zatrzymaniu, pozwoliło na ustalenie, że mężczyzna znajdował się również pod działaniem narkotyków. Szczegółowe informacje co do zawartości i stężenia narkotyków będą znane po wykonaniu badania krwi - dodaje Prokopowicz.
Wcześniej pisaliśmy:
Mieszkańcy Lubieni pod Starachowicami nie przestają mówić o śmiertelnym wypadku, do którego doszło w czwartek, 1 września. Zginęła w nim 32-letnia Dominika K., mieszkanka wsi, która szła chodnikiem razem ze swoim 27-letnim bratem i dwojgiem dzieci: 4,5-letnią córeczką i 2,5-letnim synkiem, który jechał w wózku. Będąca w 8. miesiącu ciąży kobieta nie miała żadnych szans na ucieczkę, gdy ją i mężczyznę staranował kierowca citroena C2. 61-latek doprowadził chwilę wcześniej do kolizji drogowej w miejscowości Młynek, uciekając z miejsca zdarzenia. To samo chciał zrobić w Lubieni, ale uniemożliwił mu to mieszkający tam emerytowany policjant, zamykając Daniela Cz. w aucie - Widziałem niejedno, ale ten człowiek mnie przerażał. Zero zastanowienia nad tym, co zrobił. Kopał w szybę, bił pięściami w drzwi i ryczał, że nas wszystkich pozabija, jak go nie puścimy - mówi w rozmowie z "Super Expressem" mężczyzna. W tym czasie córeczka 32-latki biegała po chodniku, krzycząc wniebogłosy...
Dalsza część tekstu pod galerią poświęconej wypadku w Lubieni.
Dzień po śmiertelnym wypadku w Lubieni znane są też nowe okoliczności dotyczące zdarzenia i jego uczestników. Dominika K., która razem z nienarodzonym dzieckiem zginęła na miejscu, wracała z dwojgiem pozostałych maluchów i bratem z przedszkola. Jej córeczka zaczynała swój pierwszy dzień w działającej przy szkole placówce i dumnym tonem tłumaczyła swemu braciszkowi, jak to fajnie jest być przedszkolakiem. Wieczorem miała pochwalić się tacie, mężowi 32-latki, pracującemu w Danii, gdy całą sielankę przerwała tragedia. W czasie gdy wychodzili z budynku i żegnali się ze znajomymi, kilka kilometrów dalej Daniel Cz. spowodował stłuczkę, uciekając z miejsca zdarzenia w kierunku Iłży. Jadąc przez Lubienię, na zakręcie w prawo, tuż przy szkole, wypadł z trasy, wpadł do płytkiego rowu i wjechał w dwoje dorosłych. Szczęście w nieszczęściu, że 4,5-latka szła przed nimi, a auto ominęło wózek. Nie miała go niestety ich mama, choć załoga śmigłowca LPR ratowała życie kobiety i jej dziecka do ostatnich chwil. Ratownicy przeprowadzili cesarskie cięcie i reanimowali obydwoje, ale na próżno. - Towarzyszący jej mężczyzna ze złamaniem nogi trafił do szpitala - mówi "Super Expressowi" Daniel Prokopowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach. Zatrzymany na miejscu zdarzenia 61-letni Daniel Cz. miał we krwi ponad promil alkoholu - według nieoficjalnych informacji mógł również znajdować się pod wpływem narkotyków.
Poniżej galeria z wypadku w Lubieni.