Przypomnijmy - nagranie z kieleckiego szpitala zostało opublikowane w sobotę, kobieta poinformowała lekarkę, że zażyła specyfik o nazwie Mifepristone, czyli środek do wywołania farmakologicznej aborcji. Lekarka nie kryła swojego szoku zaistniałą sytuacją, a przede wszystkim szczerością pacjentki. Pracownica Świętokrzyskiego Centrum Matki i Noworodka była bowiem przekonana, że kobieta dokonała czynu nielegalnego, dopytywała, skąd ciężarna wzięła leki i nie kryła swojego zbulwersowania sytuacją. Obca kobieta dopytywała ponadto o powody przerwania ciąży, w pewnym momencie stwierdziła, że to "prokuratorska sprawa", sugerując, że pacjentka popełniła przestępstwo. Ta w odpowiedzi wyjaśniła, że samo zażycie medykamentu czynem zabronionym nie jest. Ostatecznie lekarka poinformowała, że zadzwoni do drugiego dyżurnego i "opisze" całą sprawę.
Do sprawy odniosła się dyrekcja szpitala. Pracownicy Świętokrzyskiego Centrum Matki i Noworodka podkreślają, że zmagają się ze zorganizowanym atakiem na placówkę, który trwa właśnie od feralnej soboty. Fala krytycznych komentarzy pojawiła się przede wszystkim w mediach społecznościowych.
- Staramy się na bieżąco usuwać nienawistne, wulgarne słowa, które wrzucane są masowo m.in. pod zdjęciami urodzonych u nas dzieci, a także informacjami o zajęciach w szkole rodzenia. Ze zdumieniem dowiadujemy się, że prześladowani są także nasi pacjenci. Brutalne zaczepki pojawiają się pod pozytywnymi recenzjami szpitala, nasi pacjenci zmuszani są je usuwać ze względu na "ataki nieznanych osób" - piszą lekarze w oświadczeniu.
Dyrekcja szpitala jest zdania, że kobieta, która poinformowała o aborcji, rejestrując wizytę lekarską na dyktafonie, dokonała prowokacji. Po wszystkim kobieta miała wysłać mail do placówki, w którym skarżyła się na sposób, w jaki została potraktowana. Świętokrzyskie Centrum Matki i Noworodka wyjaśnia również powody zdenerwowania lekarki.
- W głosie prowadzącej wywiad lekarki wyczuwa się konsternację i strach w związku z powziętą właśnie informacją, bo to nie pacjentce lecz lekarzowi grożą konsekwencje w sytuacji złamania prawa w tym zakresie - informuje szpital.
Szpital ponadto przekonuje, że wszelkie formalności zostały dopełnione.
- Ustalenia nie budzą wątpliwości. Zespół szpitala dopełnił wszelkich formalności i wymogów. Jednoznacznej diagnozy nie można było postawić bez dalszej diagnostyki. Pacjentkę przygotowano do przyjęcia, ale ona samowolnie opuściła szpital. Opublikowane nagranie jest jedynie fragmentem wywiadu lekarskiego. Nagrania dokonano bez wiedzy lekarki. Te fakty pozwalają podejrzewać, że doszło do prowokacji, która miała podważyć dobre imię szpitala i zaufanie do pracujących w nim lekarzy.