Sandomierz: Dramat w szpitalu. 33-letnia Malwina urodziła i umarła
Już teraz wiemy, że sprawa śmierci 33-letniej Malwiny Karasińskiej będzie przedmiotem prokuratorskiego śledztwa. Mąż, wdowiec, Jan Karsiński, zatrudnił prawnika i będzie próbował udowodnić, że przyczyną śmierci chorej na COVID-19 żony nie był wirus, a powikłania po cesarskim cięciu. Jaka jest prawda?
Polecamy: Kielce. Proboszcz chciał się dorobić. Stracił setki tysięcy złotych!
Malwina Karasińska (33 l.) trafiła do szpitala 27 listopada. Zaniepokojona rodzina wezwała karetkę, bo ciężarna miała objawy kojarzone z COVID-19 (kaszel). Szybki test potwierdził przypuszczenia: do zaawansowanej ciąży dołączył koronawirus. Z Piekar (gm. Obrazów) kobietę przetransportowano do szpitala w Sandomierzu, gdzie - kilka godzin po przyjęciu - lekarze podjęli decyzję o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia. Pan Jan utrzymuje, że nic nie wskazywało na ciężki przebieg choroby, choć małżeństwo nie było zaszczepione. Jak podaje portal echodnia.pl - oboje obawiali się powikłań.
- Po operacji żona zadzwoniła do nas i powiedziała, że córeczka jest już na świecie. Była oczywiście osłabiona, ale cieszyła się, że Hania jest zdrowa - mówi wdowiec, dodając, że informacji o cesarskim cięciu ze szpitala nie otrzymał. Ale ostatecznie 33-latka trafiła na oddział intensywnej terapii, bo jej stan znacznie się pogorszył. Jeszcze 30 listopada kobieta, w rozmowie telefonicznej, poinformowała męża, że musi przejść zabieg pod narkozą. To był wtorek, a w czwartek Pan Jan otrzymał informację, że małżonka nie ma 90 proc. płuc. - Nie mogłem zrozumieć, jak jej stan mógł aż tak się pogorszyć, jak jej płuca mogły z dnia na dzień zniknąć - wspomina. 18 grudnia potwierdzono, że Pani Malwina zmarła. Jan Karasiński jest przekonany, że żony nie zabił koronawirus.
Ja jestem przekonany, że przyczyną śmierci mojej żony nie był wirus, tylko powikłania po cesarskim cięciu i wylew, którego doznała do jamy brzusznej
Bo na wylew wskazują dokumenty. Dokładną treść przytacza portal echodnia: "doszło do powikłań spowodowanych krwawieniem do jamy brzusznej. Po dokonaniu zabiegu pacjentka trafiła na Oddział Anestezjologii i Intensywnej terapii w stanie ciężkim. Stan zdrowia wyżej wymienionej pogarszał się, w następstwie pacjentka zmarła w dniu 15 grudnia 2021 roku".
Dyrektor szpitala zgłosił sprawę do prokuratury, a rodzina zbiera pieniądze
- Nie mamy żadnych wątpliwości, że wydarzyła się wielka tragedia dla tej rodziny, ale i nam z tym faktem żyje się bardzo ciężko - mówi dyrektor Szpitala Specjalistycznego Ducha Świętego w Sandomierzu, Marek Kos. Dodaje, że sam zgłosił sprawę do Prokuratury w Sandomierzu, ale - w jego opinii - COVID-19 był w tym przypadku dominującą przyczyną śmierci. Ostateczne przyczyny śmierci młodej ciężarnej ustali śledztwo. Pogrążona w żałobie rodzina zbiera pieniądze za pomocą portalu zrzutka.pl. Czwórka dzieci (3-letnia Marysia, 7-letni Antoś, 11-letni Janek i 14-letni Maciej) mieszka z tatą, a maleńką Hanią - dziewczynką, która przyszła na świat po cesarskim cięciu - na razie zajmuje się babcia.