Sprawę podejrzanej szkoły ze Skarżyska jako pierwsza opisała kielecka "Wyborcza". Jedna z czytelniczek dziennika posłała swoje dziecko do szkoły, która reklamowała się jako iście wyjątkowa placówka, która miała jak najdłużej prowadzić zajęcia stacjonarne mimo obostrzeń. Dodatkowo opłaty za naukę nie były wysokie. Kobieta posłała do placówki córkę i syna. Po jakimś czasie na jaw zaczęły wychodzić niepokojące sygnały: uczeń chodzący do czwartej klasy uczęszczał na zajęcia z ósmoklasistami, a pierwszoklasistka zamiast czytania i pisania uczyła się układać origami. Co więcej, w szkole nie było oceniania, a na koniec roku szkolnego dzieci dostały nie świadectwa, lecz opis postępów w nauce. To zaniepokoiło matkę. Kobieta zadzwoniła do Świętokrzyskiego Kuratorium Oświaty w Kielcach. Wiadomość, którą usłyszała, sprawiła, że mama dwójki dzieci dosłownie osłupiała. Kuratorium orzekło, że takiej szkoły w rejestrach w ogóle nie manie ma i nie było!
Teraz kobieta obawia się, czy jej dzieci w ogóle realizowały obowiązek szkolny. Kłopotliwą kwestię próbowała wyjaśnić Agnieszka Karczewska, wiceszefowa Fundacji Osiem Marzeń w Szydłowcu. Jak tłumaczyła dziennikarzom "Wyborczej", doszło do nieporozumienia. Fundacja tłumaczy, że to nieporozumienie, wyjaśniając, że kierownictwo szukało nowej lokalizacji placówki i - prawdopodobnie przez pośpiech - ktoś... zapomniał zarejestrować szkołę. A poza tym wszystko jest w porządku, według pani Agnieszki.
- Zajęcia edukacyjne w tej lokalizacji w roku szkolnym 2020/2021 były realizowane przez krótki okres, bez wpisu do rejestru szkół i placówek niepublicznych prowadzonego przez prezydenta Miasta Skarżyska-Kamiennej. Organ prowadzący szkołę, podejmując decyzję o zmianie lokalizacji prowadzenia zajęć, był przekonany, że jest to chwilowe rozwiązanie wywołane nadzwyczajnymi okolicznościami" – wyjaśniła "Wyborczej" Agnieszka Karczewska.
Ciekawe, czy te wyjaśnienia przekonają prokuraturę.