17 listopada na zawsze zapisze się w pamięci rodziny F. jako feralny dzień. Rodzina mieszka na uboczu wsi w Kwaszynie. Są bardzo dobrymi gospodarzami. Oprócz Roberta F. ( 42 l.) jego żony, dzieci i rodziców, w gospodarstwie mieszkała także niepełnosprawna ciotka, Maria ( † 62 l.). To rodzona siostra ojca Roberta. Sama nie założyła rodziny, była niepełnosprawna.
– Intelektualnie wszystko z nią było dobrze, szwankowała fizyczność. Marysia miała problem z poruszaniem się. A ostatnio całkiem podupadła na zdrowiu. Stała się jakaś taka mała. Nie odpowiadała na "dzień dobry", gdy szła do sklepu – mówi nam sąsiadka rodziny.
Marysia pomagała w gospodarstwie, ile tylko mogła. Karmiła kaczki i kury. Jej możliwości były jednak mocno ograniczone. 17 listopada Robert F. ( 42 l.) jak zwykle wjechał małym traktorem do szopy. Była do niego przypięta przyczepa z rozrzutnikiem do trawy. Gospodarz włączył maszynę. Wiedział, że po podwórku chodzi maleńka, drobna Marysia. Nie zauważył, kiedy weszła do szopy. Kobieta musiała znaleźć się w zasięgu rozrzutnika. Jak ustalili śledczy, maszyna wciągnęła najpierw jej rękę, a potem całe ciało. Robert nie zauważył, że dzieje się coś niepokojącego. Nie słyszał wołania o pomoc. Ryk traktora skutecznie je zagłuszył. Wysiadł dopiero, gdy maszyna się zablokowała. Wtedy zorientował się, co się co stało. Na ratunek było za późno.
Robert F. ( 42 l.) jest głęboko wstrząśnięty po tragedii. Obwinia się o spowodowanie śmierci ciotki. Jego bliscy bardzo martwią się o niego. A przecież śmierć Marii F. to nieszczęśliwy wypadek!
– Mężczyzna wycofał do stodoły i uruchomił rozrzutnik podpięty do przyczepy, by rozładować zielonkę. Z naszych wstępnych ustaleń wynika, że boczne tryby maszyny wciągnęły rękę 65-letniej kobiety, która znajdowała się w stodole – opowiadał aspirant sztabowy Damian Stefaniec, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Pińczowie.