Dominika K. była szczęśliwa, czuła, że życie kreśli jej najlepsze scenariusze, identyczne z tymi, o jakich marzyła. Dało jej kochającego męża, dwójkę cudownych dzieci i maluszka, którego od ośmiu miesięcy nosiła pod sercem. - Tak to sobie wymarzyła. Dzieci, dom, mąż. Takie niepozorne, ale prawdziwe szczęście - wspominała jej koleżanka.
Wszystko, w najbardziej ponury sposób, zabrał los 1 września 2022 roku. Wprawdzie w Lubieni, jej rodzinnej wsi położonej kilka kilometrów przed Starachowicami ruch jest spory, ale mieszkańcy do tej pory czuli się bezpiecznie. Kilka lat temu pojawiły się chodniki, a drogę wyremontowano. 1 września pieszych na chodniku było sporo, w położonej przy drodze szkole podstawowej zaczął się rok szkolny. Dominika K. godz. 10 pojawiła się tam z dwójką dzieci i bratem (27 l.). Jej 4,5-letnia córeczka zaczynała swój pierwszy dzień w działającym przy szkole przedszkolu i dumnym tonem tłumaczyła swemu jadącemu w wózku 2,5 letniemu bratu jak to fajnie jest być przedszkolakiem. Wieczorem miała pochwalić się tacie pracującemu w Danii.
Tragiczny wypadek w Lubieni. Pijak wjechał w 4 osoby
Niestety... Gdy wychodzili z budynku i żegnali się ze znajomymi, kilka kilometrów dalej Daniel Cz. spowodował stłuczkę i począł uciekać z miejsca wypadku. Nie baczył na nic. Na zakręcie w prawo, tuż przy szkole, wypadł z trasy, wpadł do płytkiego rowu i wjechał w idącą czwórkę. Na szczęście dziewczynka szła przodem, a auto cudem ominęło wózek.
- W wypadku ciężko ranna została 32-letnia kobieta w zaawansowanej ciąży. Niestety pomimo reanimacji, życia jej i dziecka nie udało się uratować - informował wtedy prok. Daniel Prokopowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach. - Towarzyszący jej mężczyzna ze złamaniem nogi trafił do szpitala.
Dramatyczna walka o życie
Prawniczy język nie oddaje tego, co tak naprawdę się stało. Przez czyjąś bezdennie głupią decyzję zginęła młoda kobieta i dziecko, a pogrążeni w rozpaczy ludzie, którzy ich kochali, stracili wszystko. Kiedy na miejscu wylądował śmigłowiec LPR i ratownicy walczyli o dwa ludzkie życia (zrobiono cesarskie cięcie), a ludzie zajęli się biegającą po chodniku dziewczynką płaczącą wniebogłosy, Daniel Cz. siedział zamknięty w swym samochodzie. Wprzódy próbował wyjechać z łąki i uciec, uniemożliwił mu to mieszkający w pobliżu emerytowany policjant.
- Widziałem niejedno, ale ten człowiek mnie przerażał. Zero zastanowienia nad tym co zrobił, kopał w szybę, bił pięściami w drzwi i ryczał, że nas wszystkich pozabija, jak go nie puścimy - opowiadał.
"Jak powiedzieć sercu nie płacz"
Dzień później, kiedy prowadzono go do prokuratury, hardo patrzył na dziennikarzy z tlącym się na twarzy uśmieszkiem. Wtedy już wiadomo było także, że zmieszał alkohol z narkotykami. Badanie alkomatem pokazało, że pił na krótko przed tym, jak zabił dwie osoby. "Co mi zrobicie" - mówiło jego spojrzenie. Potem łkał prawie na sali sądowej. W maju ubiegłego roku Sąd Rejonowy w Starachowicach skazał go na 14 lat więzienia, po złożonej apelacji Sąd Apelacyjny w Kielcach obniżył karę łączną do 12,5 roku. - Żałuję tego co zrobiłem, proszę o łagodny wymiar kary - tym razem twarz Daniela Cz. przybrała wyraz zatroskania i łagodności. Przepraszał też rodzinę. Przeprosiny nie zostały przyjęte.
"Jak powiedzieć sercu nie płacz" - napis na grobie, gdzie spoczęła Dominika z Hanią doskonale to tłumaczy. Przy grobie, położonym ślicznie, z widokiem na uroczy kościółek, codziennie ktoś jest.