Jedna z buskich szkół postanowiła zorganizować wycieczkę dla swoich uczniów, a policjanci skontrolowali na prośbę organizatorów stan techniczny autobusu i trzeźwość kierowcy. O ile nie było zastrzeżeń co do 63-letniego mężczyzny, samochód, który prowadził ciężko nazwać inaczej niż "zdezelowany gruchot"! Lista uchybień była dłuższa niż liczba miejsc w pojeździe.
Przednia opona autobusu była przecięta, a lusterko trzymało się "na słowo honoru" - było prowizorycznie przyklejone taśmą. W pojeździe nie było zbiornika z płynem do spryskiwaczy, tylko zwykły 5-litrowy baniak. Dochodziło też do licznych wycieków płynów eksploatacyjnych, a dziury i szczeliny zapchano pianką montażową. Autokar sprawiał też zagrożenie dla pasażerów, a jeśli doszłoby do wypadku, mógł okazać się śmiertelną pułapką.
- W kabinie brakowało młotka do awaryjnego zbijania szyb, a w przejściu pomiędzy siedzeniami odstawała nieprzykręcona listwa, która mogła utrudniać przemieszczanie się pasażerów - zaznacza asp. Tomasz Piwowarski, oficer prasowy buskiej policji.
Mundurowi nie dopuścili do niebezpiecznej podróży. Dowód rejestracyjny rozpadającego się pojazdu został zatrzymany, a młodzież pojechała na wycieczkę sprawnym autobusem, który został podstawiony przez organizatorów. Kierowca zdezelowanego autokaru został upomniany mandatem.
Co szczególnie bulwersujące, wycieczkowy autokar na co dzień służy jako... szkolny gimbus!