Jak podkreśla Mariusz Gwardjan, największym zagrożeniem przy ukąszeniu zwierzęcia jest ryzyko przeniesienia wirusa wścieklizny. To skrajnie niebezpieczna, śmiertelna dla człowieka choroba. W przypadku ugryzienia zwierzęcia najlepszym rozwiązaniem jest dwutorowe działanie.
Polecany artykuł:
- Należy udać się do najbliższego zakładu opieki zdrowotnej, ewentualnie bezpośrednio do szpitala zakaźnego oraz do powiatowego lekarza weterynarii - wyjaśnia. - Jeżeli jest ustalone zwierzę, które dokonało ataku, nawet jeśli jest bezdomne, musi zostać poddane obserwacji. Najczęściej dotyczy to psów. Obserwacja ma na celu wykluczenie choroby, jaką jest wścieklizna.
Czy jest się czego bać?
Mariusz Gwardjan dodaje, że wbrew powszechnym wyobrażeniom, wścieklizna nie jest bardzo zaraźliwą chorobą. Z drugiej strony - lekarz podkreśla, że jeżeli dojdzie do zakażenia, skutki mogą być tragiczne. Wścieklizna jest dla człowieka chorobą śmiertelną.
- Jeśli dojdzie do rozwoju choroby, to niestety ryzyko śmierci jest bardzo duże - potwierdza.
Na szczęście jednak, od momentu wejścia naszego kraju do Unii Europejskiej, zakrojony na szeroką skalę program szczepień zwierząt domowych i dzikich oraz obligatoryjne szczepienia pupilów, doprowadziły do niemal całkowitego zaniku wirusa wśród zwierzaków posiadających dom i właściciela.
W przypadku, gdy zostaniemy zaatakowani przez psa, który posiada właściciela, decyzją administracyjną na zwierzaka nakładana jest 15-dniowa obserwacja, która nie jest stałym, ambulatoryjnym procesem, polega na kilkukrotnym ogólnym badaniu stanu zdrowia zwierzęcia.
Uwaga na ślinę!
Takie procedury wymusza tempo rozprzestrzeniania się wirusa wścieklizny. Jak tłumaczy Mariusz Gwardian, praktyka pokazuje, że na trzy dni przed wystąpieniem objawów choroby, wirus pojawia się w ślinie psa.
- I to jest to, czego boimy się najbardziej. Wirus wścieklizny przenosi się przez ukąszenia, jest obecny w ślinie zwierząt. Po 15 dniach na 100% możemy wykluczyć, że stało się coś złego.
Sprawy mają się inaczej, jeśli zostaniemy zaatakowani przez dzikie zwierzę, bo wtedy ryzyko zakażenia jest większe. Niekiedy do zakażenia może również dojść podczas uśmiercania dzikiego zwierzęcia. Wtedy badane jest mózgowie zwierzaka, bo - jak tłumaczy lekarz - wirus wykrywany jest w ośrodkowym układzie nerwowym.
Na szczęście jednak inspektorat weterynarii już od kilkunastu lat dwa razy w roku zrzuca z samolotu specjalną szczepionkę doustną, dzięki której wścieklizna została praktycznie wyeliminowana.
- Przypadki wścieklizny pojawiają się sporadycznie na przygranicznych terenach, chodzi głównie o naszych wschodnich sąsiadów - precyzuje Zastępca Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii. - Komisja Europejska refunduje szczepienia na Ukrainie w pasie przygranicznym - dodaje.
Niezależnie od niewielkiego ryzyka, Mariusz Gwardjan uczula wszystkich mieszkańców województwa świętokrzyskiego i apeluje, by kontaktowali się z inspektoratem w każdym przypadku pokąsania przez zwierzę, a zwłaszcza gdy zachowuje się agresywnie lub nienaturalnie. Wścieklizna to nie jedyne zagrożenie w przypadku kontaktu ze śliną zwierzęcia. Kolejną zakaźną chorobą jest tężec, a szkodliwe dla życia i zdrowia ludzi mogą też być same obrażenia fizyczne.
Wydra, kuna ryjówka?
Nawet pozornie niegroźne gryzonie mogą być śmiertelnie niebezpieczne. Trzeba zwrócić szczególną uwagę na myszy, nornice, borsuki czy nietoperze. Potencjalnie niebezpieczne są też każde gady, nawet niejadowite żmije czy zaskrońce - krótko mówiąc, wszystkie dziko żyjące zwierzęta.
Szczególnie narażone na zakażenie są dzieci.
Polecany artykuł:
- Apeluję do rodziców, by ci uważali na swoje pociechy i edukowali je. Klasycznym problemem są nietoperze, które żyją obok nas na strychach czy w przewodach wentylacyjnych. W zasadzie one nie potrafią zrobić krzywdy człowiekowi, ale jeżeli zaatakują dziecko, które ma delikatniejszą skórę niż osoba dorosła, może dojść do nieszczęścia. Dzieci oglądają kreskówki, takie "sympatyczne" futrzane zwierzątka to dla nich pokusa - kończy lekarz.