Nietypowy problem pana Włodzimierza został nagłośniony prze portal Onet. Mężczyzna przez 30 lat prowadził sklep spożywczy w Baćkowicach (woj. świętokrzyskie), ale z powodu choroby żony pomału likwidował biznes. W końcowym okresie działalności, latem 2021 roku, mężczyzna sprzedawał produkty z rabatem, chcąc pozbyć się towaru. 9 lipca mężczyzna na chwilę zjawił się w swoim miejscu pracy, przyjechał po rzeczy prywatne. Wtedy do sklepu przyszła - jak się wydawało - klientka. Kobieta poprosiła o wodę, ale pan Włodzimierz odpowiedział, że sklep jest zamknięty i odmówił sprzedaży. Klientka jednak usilnie nalegała, a że za oknami było ok. 28-30 stopni, sprzedawca uległ i wydał towar.
- Na dworze było wtedy gorąco, może 27-28, mogło być nawet do 30 stopni, a że kilka lat temu miałem przypadek, że w sklepie zasłabł nam jeden mężczyzna, to ostatecznie podałem jej tę wodę. Jeszcze dopytywałem, jaką chce, czy małą czy dużą, może gazowaną. Dla niej było to bez znaczenia, byleby tę wodę jej podać. Gdyby chciała coś innego, np. czekoladę, to bym jej odmówił i wysłał do sklepu obok, ale ona chciała wodę. Jak miałem jej nie podać? – pyta retorycznie mężczyzna cytowany przez Onet.
Pan Włodzimierz sprzedał kobiecie wodę za 1,44 zł. I to był błąd. Okazało się bowiem, że kobieta to pracownica Urzędu Skarbowego. Kontrolerka poinformowała sprzedawcę o niewystawionym rachunku i wymierzyła mandat w wysokości 1,2 tys. zł. Zszokowany mężczyzna nie przyjął mandatu, pisał wnioski do urzędu, ale to nic nie dało. Przeciwko panu Włodzimierzowi przygotowano akt oskarżenia. Mężczyzna nie ukrywa, że jest poważnie zbulwersowany sytuacją.
- Jak to brzmi? Akt oskarżenia za 1,44 zł? – pan Włodzimierz nie kryje oburzenia. – Nie raz mieliśmy z żoną kontrole w sklepie. Był Urząd Skarbowy, sanepid, PiH. Różne były sytuacje, ale czegoś takiego w tej pracy nigdy nie przeżyłem. Dla mnie to była czysta prowokacja - mówi sprzedawca z Baćkowic w rozmowie z Onetem.
Mężczyzna zapewnia, że zamierza walczyć o sprawiedliwość i przedstawi swoje argumenty na rozprawie.